Kiedy moja ciotka zmarła, odziedziczyłam po niej dwupokojowy domek za miastem. Spędzaliśmy tam dużo czasu i postanowiliśmy, że bez sensu jest żyć w mieście w małej kawalerce, skoro możemy żyć na wsi, ciesząc się urokami przyrody, a do miasta tylko dojeżdżać ze względu na pracę. Rozpoczęliśmy gruntowny remont domu, aby potem w nim zamieszkać.
Wydaliśmy na remont naprawdę sporo. Podłączyliśmy dom do kanalizacji, mieliśmy bieżącą wodę i podłączony gaz. Potem wymieniliśmy okna i drzwi, pomalowaliśmy ściany, a na końcu kupiliśmy meble. W tym czasie nasi sąsiedzi także remontowali swój dom i również planowali przenieść się tutaj na stałe z miasta.
Praktycznie cały czas spędzaliśmy w naszym nowym domu. Po zakończeniu urlopu byliśmy już tak zmęczeni, że postanowilimy wyjechać na kilka dni w góry, by odpocząć. Kiedy wróciliśmy z odpoczynku okazało się, że ktoś nas okradł!
Z naszego domu zniknęło wiele cennych przedmiotów. Bez zastanowienia zgłosiliśmy całą sprawę na policję, ale jak można się domyślić, czas mijał, a oni niczego nie zrobili, więc uznaliśmy, że trzeba wziąć sprawę w swoje ręcę. Z mężem rozpoczęliśmy swoje prywatne śledztwo i chodziliśmy po sąsiadach, przesłuchując ich i sprawdzając, czy oby na pewno nikt nic nie widział ani nie słyszał.
Najbliższi sąsiedzi, którzy także robili u siebie remont, nagle nie chcieli z nami rozmawiać. Kiedy chcieliśmy wejść na ich podwórko, zwyczajnie nas zwyzywali. To było dla nas dziwne i od razu zapaliła się w naszej głowie czerwona lampka. Planowaliśmy sprawdzić, dlaczego tak bardzo bali się naszej obecności na ich posesji i pewnego dnia, podczas ich nieobecności weszliśmy na ich podwórko. Jak się okazało, za domem było wszystko, co nam zginęło. Zrobiliśmy zdjęcia, nakręciliśmy też filmik pokazujący miejsce i skradzione przedmioty, a potem czekaliśmy na sąsiadów, aby z nimi poważnie porozmawiać. Postawiliśmy im ultimatum: albo oddadzą nam wszystko, co ukradli, albo z zebranymi dowodami pójdziemy na policję i wtedy zaczną się ich kłopoty.
Dopiero po kilku dniach sąsiedzi “łaskawie” oddali nam to, co od samego początku było nasze.
Od tego czasu już z nimi w ogóle nie rozmawiamy, tak samo jak inni sąsiedzi, którym opowiedzieliśmy o całej sprawie. Przy okazji wszyscy mają ich na oku.