Brat za darmo raczy się owocami naszej ciężkiej pracy, a gdy znaleźliśmy się w trudnej sytuacji, zostawił nas bez pomocy. Długo milczałam, ale teraz moja cierpliwość się skończyła

Przez całe życie rodzice w niego inwestowali: ubrania, gadżety, edukację, studia, nawet samochód mu kupili. Oczywiście, teraz także wspierają jego rodzinę, bo jest starszym, ukochanym synem. Ma rodzinę, dzieci, potrzeby…

Mieszkam z rodzicami w małym miasteczku. Pensje są tu śmiesznie niskie, nie ma mowy o zostawieniu ich samych. Wszyscy tu jakoś sobie radzą, większość ma swoje ogródki. My też mamy… to nie tylko ogródek, a prawdziwa plantacja. Rodzice wyjeżdżają tam, gdy tylko śnieg stopnieje i wracają do miasta dopiero późną jesienią.

W sklepie kupujemy jedynie nabiał i chleb, drobne rzeczy. Reszta pochodzi z własnego ogródka: od marchwi i ziemniaków po mięso (latem hodujemy króliki, kury). Rodzice teraz eksperymentują z jakimiś południowymi odmianami, hodują w szklarni arbuzy i winogrona. Całe to gospodarstwo spoczywa na barkach starzejących się rodziców i moich, rzecz jasna.

Brat z żoną i dziećmi przyjeżdża „pomagać” kilka razy w sezonie. „Pomagać” rozumiecie. Nie, nie sadzą roślin ani nie zbierają plonów, nie pielą grządek. Ich pomoc wygląda tak: dzieci zbierają owoce prosto do ust, bratowa robi zdjęcia wśród kwiatów dla mediów społecznościowych i opala się, ale ostatnich dwóch latach przestała przyjeżdżać, bo przeczytała gdzieś, że lokalne słońce jest szkodliwe dla skóry, a tylko opalanie w kurortach jest bezpieczne…

Najlepszym pomocnikiem okazuje się brat. Zbiera dojrzałe owoce wiadrami, ładuje przetwory i jajka do bagażnika. A jesienią przyjeżdża po ziemniaki. Ale nie na „działkę”, a do naszego domu, bo szkoda mu auta po błocie i dołach męczyć…

Ten drań nigdy nas z rodzicami nie podwiózł. Wszystko musi mieć podstawione pod nos. Własnymi siłami musimy załadować samochód i przetransportować plony do domu, żeby brat mógł je sobie wziąć. Jego żona chodzi z manicure, jest zadbana, a ja mam szorstkie, zniszczone od pracy ręce. Oprócz tego mam już masę problemów ze zdrowiem przez ciężką pracę, od zwyrodnienia kręgosłupa po kobiece choroby. Przecież nawet trzydziestki nie mam!

Ostatnio doszło do tego, że rodzice nie mieli pieniędzy na opłacenie działki. Wiele rzeczy się zepsuło i wymaga naprawy: od klatek dla królików po rynny na dachu. Rodzicom wstyd prosić brata o pomoc.

Sama postanowiłam z nim porozmawiać. Co mi tam i tak się już kłócimy. Jestem osobą bezpośrednią, nie boję się mówić tego, co myślę. Milczałam przez wiele lat tylko na prośbę rodziców, bo oni nie lubią kłótni i skandali.

– Rodzicom potrzebne są pieniądze. Dom jest stary, trzeba go naprawić, a jeszcze trzeba zrobić opłaty związane z gospodarstwem. Ja wszystkie swoje pieniądze oddałam, 12 tysięcy, które miały być na czarną godzinę. Sam wiesz, jakie mam wynagrodzenie i jaką oni mają emeryturę…

– Nie mam pieniędzy. Muszę przygotować dzieci do szkoły.

– Przecież niedawno wróciłeś z wakacji! Mówiłam ci jeszcze w kwietniu, że nie mamy za co zapłacić za nawozy i opryski! A dzieci nie pierwszy raz idą do szkoły, co roku to samo. Nie możesz choć trochę rodzicom dać?!! Zimą chorowali, wiesz, ile pieniędzy poszło na rekonwalescencję? Znowu ja się wszystkim zajmowałam. Od was nic! Tylko przyjeżdżacie po jedzenie! Na gotowe!

– Przyjadę, to się dogadamy…

Brat przyjechał oczywiście bez pieniędzy. Westchnął, po biadolił rodzicom. Zabrał jedzenie, warzywa, jajka… A ja stanęłam na drodze z widłami, jak w tych starych filmach. Teraz wyobrażam sobie jak to musiało wyglądać i śmieję się do rozpuku, ale w tamtym momencie nie było do śmiechu. Brat wydał mi się, panem feudalnym, który przyjechał zebrać daninę od chłopów (swoich niewolników).

– Co to, to nie! Nie tym razem! Wypad! Zostaw to wszystko! Nie ma pieniędzy, nie ma jedzenia. Nie dla ciebie to hodowaliśmy, darmozjadzie!

Machnęłam widłami z wściekłym wyrazem twarzy. Wtedy naprawdę byłam bardzo zła i nie wiedziałam, do czego jestem zdolna. Nawet brat zbladł, postawił wszystko na ziemi i cofnął się do samochodu:

– Oszalałaś! Tak na własnego brata!

Ale widząc moją determinację, szybko wsiadł do samochodu i odjechał…

Rodzice byli w szoku:

– Paulina! Jak mogłaś! To przecież twój starszy brat! Jesteście rodzeństwem. Jak nas nie będzie, zostaniesz zupełnie sama. To twoje oparcie!

– Oparcie? Jakie oparcie? I tak ze wszystkim jestem sama! Nie potrzebuję pasożytów. Lepiej sprzedajmy wszystko, to zarobimy pieniądze. Nie trzeba będzie nikogo prosić.

Naprawdę mam dość, że brat i jego rodzina mają wszystko podane na tacy. Rodzice nie widzą w tym żadnego problemu, a mnie to denerwuje i jest nie do zniesienia. Nie jeżdżę na wakacje, nie mam grosza przy duszy. Wszystko, co uda mi się zaoszczędzić w ciągu roku, oddaję rodzicom: na lekarstwa czy na działkę.

Praca na ziemi jest bardzo ciężka. Nie rozumiem, dlaczego jest tak nisko ceniona…, a gdy jeszcze twoi krewni cię wykorzystują…

Długo gromadziłam żal, ale teraz się nie cofnę. Lepiej sprzedać te „nadwyżki”, które wkładamy w rodzinę brata, karmiąc pięcioosobową bandę. Za zarobione pieniądze naprawimy wszystko, co potrzeba. I nie trzeba będzie się prosić i poniżać przed nikim.

Nie pozwolę rodzicom przekazywać bratu produktów. Jeśli trzeba będzie to stanę z widłami ponownie. To mój trud i trud moich rodziców.

Może to nie po siostrzanemu, ale on nie też nie traktuje nas po ludzku.

Wiele osób dzieli się z nami swoimi historiami, aby dowiedzieć się, co inni o tym myślą. Jeśli masz swoją opinię lub sugestię dotyczącą tej historii, proszę napisz ją w komentarzach na Facebooku.  

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *