Przyjechaliśmy w odwiedziny do córki i odkryliśmy, że jest w zaawansowanej ciąży! Ale to dopiero początek historii

Ja i mój mąż urodziliśmy się i żyjemy na wsi. Nasza jedyna córka nigdy nie lubiła wiejskiego życia i po skończeniu liceum wyjechała do miasta. Tam dostała się na politechnikę, ale uczyła się bardzo słabo. Wykładowcy skarżyli się na jej nieobecności, a pod koniec roku miała wiele niezaliczeń. Tylko upór i determinacja ojca, który zagroził, że przestaniemy ją wspierać finansowo, był w stanie uspokoić naszą buntowniczkę i zmusić ją do ukończenia nauki. Po zakończeniu nauki już nie wróciła do domu, zdecydowała zostać w mieście na stałe. Wynajęła pokój z koleżankami i znalazła pracę, lecz długo w niej nie zagrzała miejsca. Później była kolejna i kolejna… Albo ją zwalniali, albo sama odchodziła – przez rok 4 razy zmieniła miejsce zatrudnienia. W jednej z nich poznała chłopaka i zaczęli razem mieszkać. Liczyliśmy, że to ustabilizuje jej życie.

 

Pewnego razu przyjechaliśmy odwiedzić córkę, bo długo nie dzwoniła ani nie przyjeżdżała do nas. Patrzymy, a córka jest w ciąży i to mocno zaawansowanej, a my nic o tym nie wiedzieliśmy. A na dodatek, jej chłopak, wyprowadził się od niej, gdy dowiedział się, że spodziewa się dziecka. Ja z mężem nie wiedzieliśmy, co robić: czy szukać nieodpowiedzialnego ojca, czy pocieszać córkę, czy kupować wyprawkę dla wnuka.

Kasia nawet gdy urodziła, nie chciała przeprowadzić się do nas. Nie lubiła życia wiejskiego i tyle. Oczywiście, pomagaliśmy pieniędzmi, jedzeniem i często odwiedzaliśmy wnuka. W jej mieszkaniu czasami spotykaliśmy nieznajomych mężczyzn, to mnie bardzo niepokoiło i, jak się okazało, nie bez powodu. Pewnego dnia córka mi powiedziała, że znów jest w ciąży. Przeprowadziliśmy poważną rozmowę o jej sytuacji życiowej i braku stabilności. Przypomniałam jej, że nie ma pracy, żyje z dzieckiem na nasz koszt. Ona tylko płakała, mówiła, że nie wie, kto jest ojcem dziecka, bo miała więcej niż jednego mężczyznę. Co można było zrobić? Nic. Na świecie pojawił się nasz drugi wnuk.

Trzecią ciążę córka starannie ukrywała. Poprosiła nas, abyśmy zabrali dzieciaki na miesiąc, pod pretekstem, że otrzymała ciekawą propozycję pracy i musi wyjechać na szkolenie. Miesiąc przeciągnął się na kilka miesięcy, a ona ciągle nie odbierała dzieci. Zawsze znajdowała jakieś wymówki.

Gdy minęło pół roku, nie wytrzymaliśmy, chłopcy tęsknili za mamą, płakali, chcieli do niej. Nie mogłam na to patrzeć, serce się krajało, więc zabrałam dzieci i pojechaliśmy do córki. Spotkaliśmy ją pod blokiem z wózkiem dziecięcym, w którym spał nasz trzeci wnuk! I znów bez naszej wiedzy! Płakała, mówiła, że mężczyzna obiecał się z nią ożenić, ale ją zostawił. Wtedy moje nerwy nie wytrzymały, zabrałam wszystkich – córkę, wnuków i przywiozłam ich na wieś.

Rok żyliśmy razem. Pieniędzy brakowało, ale dobrze, że mieliśmy ogród i gospodarstwo domowe. Widziałam, że córce nie podoba się życie na wsi. Czasami prosiła, by pojechać do miasta, spotkać się z przyjaciółkami. Potem zaczęła zostawać w mieście na kilka dni, aż pewnego razu nie wróciła wcale.

Nie zawsze odbierała telefon, nowego adresu nie znałem, więc wszyscy trzej chłopcy zostali z nami na stałe. I co najgorsze – córka nie wysyłała pieniędzy na synów, a nasze skromne dochody nie wystarczały na trójkę małych dzieci. Mój mąż codziennie jeździł na targ sprzedawać mleko, ser, warzywa, by zarobić dodatkowe pieniądze. A dzieci tak wiele potrzebują: artykuły higieniczne, jedzenie, ubrania. Robilibyśmy wszystko, by wnukom niczego nie brakowało.

Pewnego dnia zadzwonili do mnie z opieki społecznej, ponieważ położna kilkakrotnie nie zastała córki i dziecka pod wskazanym adresem. Skłamałam, że wszyscy żyją u nas i wszystko jest w porządku. Obiecali przyjechać, sprawdzić warunki utrzymania dzieci. Czekam na ich wizytę ze strachem, bo choć trudno nam utrzymać dzieci, robimy wszystko, aby zapewnić im jak najlepsze warunki. Nie oddam swojej krwi do domu dziecka.

Niedawno przyszedł sąsiad i powiedział, że jak odbierał swoją żonę z porodówki, to widział naszą córkę. Zapytałam, gdzie i kiedy dokładnie ją widział? Nagle zawstydził się i powiedział: „W szpitalu, na porodówce, niedawno urodziła chłopca, leżała salę obok mojej żony”.

Jakby ktoś mnie młotem uderzył w głowę. Jak to znowu urodziła, a my nic nie wiedzieliśmy? Ręce mi opadają, żal mi moich wnuków. Już przewiduję dalszy rozwój wydarzeń: córka odda nam czwarte dziecko na wychowanie, a sama ucieknie. A potem urodzi kolejne i kolejne…

Ona nie ma sumienia ani instynktu macierzyńskiego, dba tylko o swoje zadowolenie. My z mężem ledwo dajemy radę z trójką wnuków, a zaraz pod opiekę dostaniemy czwartego. Boję się tego, mam problemy ze zdrowiem – doprowadziła mnie do tego własna córka swoimi wybrykami.

Chyba nie mamy innego wyjścia, jak poinformować opiekę społeczną o całej sytuacji, bo inaczej nie damy rady. Muszą pomóc nam uzyskać wszystkie zasiłki, jakie na dzieci pobiera córka. Dla nas te pieniądze są niezbędne do życia, a ona trwoni je na zabawę. Może, gdy zostanie pozbawiona środków, to się opamięta, choć szczerze w to wątpię

 

 

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *