Niedawno odziedziczyłam dom w we wsi z małą działką od mojej babci. Na początku myślałam o sprzedaży, ale potem postanowiłam dobrze wyposażyć dom, dokonać tam remontu. Po remoncie zająłem się również ogrodem. Wezwałem pewnego staruszka na pomoc, uwielbia majstrować przy ziemi, nie miał nic przeciwko. Wkrótce po remoncie wpadłem na pomysł wykopania studni na wodę.
Tak się złożyło, że jedyne wolne i odpowiednie do tych celów miejsce znajdowało się przy granicach naszych działek z sąsiadem. Negocjacje z nim nie przyniosły żadnych rezultatów i oczywiście nie pomógł w procesie budowy studni. Studnia wkrótce była gotowa. Nie mogłem się tym nacieszyć, uważałem go za moje ogromne osiągnięcie. Wszystko byłoby w porządku, tylko zacząłem zauważać, że właśnie ten paskudny sąsiad aktywnie korzystał ze studni.
Pewnego dnia postanowiłem z nim poważnie o tym porozmawiać, ale skończyło się na tym, że mi nawciskał wyzwisk… jeszcze trochę, a to nieporozumienie złamałoby mi nos. Dałem mu jak prawdziwy facet po razie, a potem otoczyli nas sąsiedzi, wezwali policję. Podczas przesłuchania sąsiad nie siedział bezczynnie w domu i pomyślał o wrzuceniu ziemi do studni. To taki mały dowcipniś. W końcu musiał sam wyczyścić całą studnię, a nawet zapłacić grzywnę w wysokości 20 tysięcy. Karma wraca…