Mam bardzo dziwnych sąsiadów. O ile wiem, Lucyna pracowała wcześniej w laboratorium. Przez pierwsze lata małżeństwa ciężko pracowała, dobrze zarabiali razem z mężem, było to widać po ich częstych wakacji za granicą. Ale potem Lucyna została zwolniona z pracy i zaczęła siedzieć w domu. Nigdy nie znalazła nowej pracy, ponieważ jest specjalistką o wąskim profilu, a może nawet nie zamierzała jej znaleźć, ponieważ bardzo polubiła siedzienie w domu.
A jej mąż Krzysztof pracuje na dwóch etatach. Jest zwykłym robotnikiem na budowie, a oni zawsze mają wystarczająco dużo pracy. Nawet w weekendy Krzysztof i tak ichodzi do pracy. Ale bez wsparcia żony jasne jest, że zostaje niewiele. Tak skończyły się ich częste wyjazdy na wakacje. A Lucyna nie chce się do tego przyznać, więc napędza męża do intensywniejszej pracy, sama nie planuje za to wracać do pracy. Pamiętam, jak wczoraj, w niedzielę, krzyczała na męża. Mieszkamy piętro wyżej, a sąsiedzi mieli otwarte okno, więc wszystko usłyszałam.
– Co Ty tu robisz? Wstawaj, idź na budowę do pracy!
– Lusiu, jest niedziela, daj spokój, czemu mnie z domu wypędzasz?
– Na tamym świecie odpoczniesz, a kto przyniesie do domu pieniądze?
– Lucynka, może znajdziesz sobie pracę w niepełnym wymiarze godzin?
– Będziesz mi tu jeszcze dyktować, co mam robić?
– Ja już tak nie mogę. Pracuję od rana do wieczora, także w niedzielę, a Ty siedzisz cały dzień przed telewizorem. Po tym zdaniu męża Lucyna obraziła się, podgłosniła telewizor i zaczęła krzyczeć na męża. Krzysztof wyszedł tego dnia z domu, ale nie poszedł do pracy – wolała posiedzieć z kolegami w garażu.