Wyszłam za mąż, gdy miałam dwadzieścia trzy lata. Mężczyznę znalazłam ze swojej rodzinnej wsi. Z Jackiem byliśmy przyjaciółmi od dzieciństwa, chodziliśmy do jednej szkoły, ciągle razem się bawiliśmy. Nasze rodziny też były blisko siebie. Kiedy dorośliśmy, dziecięce przyjaźnie przerodziły się w miłość. Rodzice byli bardzo szczęśliwi z mojego małżeństwa. Mama bardzo pragnęła mieć wnuki.
– Zosiu, moja droga, nie zwlekaj z dziećmi, my z tatą bardzo chcemy się nimi zaopiekować.
Nie minął nawet rok po ślubie, a ja mogłam już ucieszyć wszystkich nowiną o ciąży. Radości rodziców nie było końca. Mamie nawet łzy ze szczęścia popłynęły z oczu. Oczywiście, kiedy dowiedziałam się o ciąży, zaczęłam częściej odwiedzać rodziców, często pytałam mamę o porady dotyczące macierzyństwa.
Ona chętnie dzieliła się ze mną swoimi doświadczeniami.
– Kochanie, nie musisz kupować wielu ubrań dla dziecka. I zabawki też nie są potrzebne – powiedziała.
Byłam zdziwiona, przecież nie miałam niczego na start. A ona poszła do pokoju i przyniosła trzy duże paczki. W jednej były najróżniejsze ubrania dla malucha, a w drugiej mnóstwo różnych zabawek. Zastygłam w bezruchu:
– Mamo, skąd to u Ciebie? Naprawdę to zatrzymałaś?
Mama uśmiechnęła się:
– No, oczywiście!
W tych wszystkich pudełkach były moje zabawki z dzieciństwa i wiele ubrań. A nawet po upływie lat były pięknie i w świetnym stanie. Pamiętam, że w tamtych czasach byłam najlepiej ubranym dzieckiem w okolicy, a wszystko dzięki ciotce, siostrze mamy, która wysyłała dla mnie całą wyprawkę z zagranicy.
Na świat przyszło długo oczekiwane, niebieskookie cudowne dziecko. Moja mama z entuzjazmem dbała o swoją pierwszą wnuczkę, nie spuszczała jej na krok.