Kiedy przeszłam na emeryturę, postanowiłam kupić dom na wsi. Przez wiele lat oszczędzałam, aby spełnić swoje marzenie. Pieniędzy miałam niezbyt dużo, ale wystarczyło na mały domek. Lecz aby się tam przeprowadzić, potrzebny był remont. Dom był stary, ale zdatny do życia. Wystarczyło kilka drobnych napraw i odmalowanie ścian.
Mój zięć jest z zawodu budowlańcem. Uznałam, że najlepiej będzie zwrócić się do niego. Poprosił, abym przesłała mu zdjęcia domu. Po obejrzeniu i przeanalizowaniu wszystkiego, przesłał mi listę materiałów budowlanych do kupienia. Kiedy kupiłam wszystko z listy, zadzwoniłam do zięcia.
Mikołaj obiecał wkrótce przyjechać, ale zamiast niego pojawiła się moja córka Monika. – Mamusiu, Mikołaj ma inne zobowiązania. Mamy kredyt, dwoje dzieci, a teraz ma ci za darmo zrobić remont? Pomyślałaś, za co kupimy jedzenie? Jak zapłacimy raty? – mówiła Monika.
Zasmuciło mnie to. Zawsze im pomagałam, gdy tego potrzebowali. Nigdy im nie odmawiałam, gdy trzeba było zająć się dziećmi, dawałam im pieniądze, gdy byli w potrzebie. W domu było pracy na kilka dni, można było to zrobić w weekendy albo popołudniami.
Poinformowałam Mikołaja, że wynajmę swoje mieszkanie, a za zarobione pieniądze zapłacę za jego pracę. Ale zięć nie chciał pieniędzy. Okazało się, że to był pomysł mojej córki.
Kiedy Mikołaj skończył remont, dom od razu zmienił wygląd. Stodoła zamieniła się w piękny i reprezentacyjny dom.
Pomimo, że zięć odmawiał, dałam mu prawie wszystkie pieniądze, żeby córka nie miała do mnie pretensji. Starałam się jakoś przetrwać do emerytury. Córka doskonale wiedziała, że oddałam im moje ostatnie pieniądze, ale nawet nie zadzwoniła, żeby się dowiedzieć, czy mam na chleb.
Nie zerwałam kontaktów z córką, ale moje stosunki z nią się zmieniły. Rzadziej ich odwiedzałam, a gdy prosiła mnie o pomoc, w większości przypadków odmawiałam, ponieważ w środku pozostał nieprzyjemny posmak tamtej rozmowy. Dla niej pieniądze okazały się ważniejsze niż własna krew.