Żyję w małej wsi, mąż już odszedł z tego świata, a ja jestem na emeryturze. Mam dwójkę dzieci: starszy syn, Marcin, jest szczęśliwy ze swoją żoną Olą i mieszkają kilka metrów od nas, a młodsza córka, Kamila, wyszła za mąż i mieszka z mężem w Kielcach. Na co dzień pomagam w wychowywaniu wnuków – mam ich dwóch, prawdziwe urwisy z nich.
Moja córka niedawno zaszła w ciążę – mam nadzieję, że tym razem doczekam się wnuczki, chociaż najważniejsze by było zdrowe. Z powodu trudnej ciąży nie może mnie odwiedzać, więc wysyła do mnie zięcia. To dobrze, bo dzięki temu jest mi mniej „obcy”. Synową znam od kołyski i od lat przyjaźnie się z jej matką, za to zięć był dla mnie całkowicie obcą osobą, z którą do tej pory miałam znikomy kontakt z powodu różnych miejsc zamieszkania.
Ostatnio zięć, Wojtek, spędził u nas prawie tydzień, bo miałam sześćdziesiąte urodziny. Jutro ma wracać do Kielc, więc postanowiłam przygotować dla niego różne wiejskie przysmaki: zebrałam świeże ziemniaki i ogórki, a kurczaka też nie mogło zabraknąć. Ostatnim elementem są jajka, które zbieram dla niego od dwóch tygodni. Zawsze staram się dać im coś od siebie, by mogli nacieszyć się zdrowym, wiejskim jedzeniem.
Przejdę teraz do sedna sprawy. Dzisiaj zorientowałam się, że skończyła mi się taśma, którą chciałam owinąć kartony z jajkami. Poszłam więc do sklepu, który znajduje się naprzeciwko mojego domu. W naszej wsi wszyscy się znają, więc weszłam i od razu zapytałam:
– Irko, masz może taśmę? Muszę zięciowi jajka owinąć, bo jutro wraca do Kielc.
I tu zaczęło się coś niewiarygodnego. Wszyscy w sklepie, włącznie ze sprzedawczynią, trzymali się za brzuchy ze śmiechu. Na początku nie zrozumiałam, co jest grane i dopiero, gdy powtórzyłam te słowa, dotarło do mnie…
Oto anegdotka o teściowej, zięciu i jajkach. Co ciekawe, mój zięć ma doskonałe poczucie humoru i również się z tego „żartu” pośmiał.
I tak to jest, nie na darmo mówią, że wszystkie anegdoty biorą się z życia. Dzisiaj na własnej skórze się o tym przekonałam. Teraz ludzie żartują z moich relacji z zięciem, ale dzięki temu staliśmy się sobie jeszcze bliżsi.
Cóż, życie na wsi ma swoje niepowtarzalne chwile, a ja jestem dziś „autorką” nowej „anegdoty”. Cały sklep się śmiał, a ja przez pięć minut nie mogłam zrozumieć, co tak naprawdę powiedziałam. Za to teraz, chodząc po domu, sama się śmieję. Nie ma to jak wiejskie życie!