Nie chciałam się jeszcze starzeć. Chciałam żyć. Postanowiłam, że zrobię dla siebie jedną rzecz

Mam 60 lat, pochodzę z Poznania i spędziłam ponad 20 lat we Włoszech. Wszystkie moje dzieci mają swoje mieszkania i samochody, mąż od wielu lat nie pracuje i zajmuje się opieką nad swoimi rodzicami, a ja przez całe życie byłam odpowiedzialna za finanse.

W zeszłym tygodniu wróciłam do Polski na dwumiesięczne wakacje i spotkałam się wczoraj z rodzeństwem i przyjaciółmi. Pochwaliłam się, że idę na zabieg liftingu twarzy w środę, i wtedy rozpętało się piekło! Nawet moje córki były oburzone. Chciałabym podzielić się swoją historię i usłyszeć bezstronną opinię. Czy wy też powiecie, że oszalałam?

Urodziłam się i wychowywałam w Poznaniu, mój mąż również. Mieszkamy na spokojnym osiedlu, w naszym własnym domu, chociaż powinnam powiedzieć, mieszkaliśmy, bo prawda jest taka, że od ponad 20 lat żyjemy na odległość.
Mamy z mężem troje dzieci, które urodziły się jeden po drugim. Kiedy się urodzili, mój mąż miał dobrą pracę, więc nawet po zakończeniu urlopu macierzyńskiego po narodzinach najmłodszego dziecka mogłam sobie pozwolić, by przez pewien czas nie pracować i zajmować się dziećmi.

Po kilku latach nasze córki i syn dorośli, a naszą rodzinę spotkały różne nieszczęścia. Męża dopadły problemy zdrowotne i nie mógł już pracować na poprzednim stanowisku. Jego wynagrodzenie znacząco spadło, a po kilku latach został zwolniony. Wtedy oficjalnie pracowałam tylko ja, a mąż dorabiał dorywczymi pracami i brakowało nam pieniędzy — dzieci rosły, a ich potrzeby i wymagania rosły razem z nimi.

W międzyczasie zmarł mój teść, a matka męża nagle podupadła na zdrowiu i musiał się nią opiekować.
Wtedy, kiedy zrobiło się naprawdę trudno, moja koleżanka ze szkoły Tamara, która już dawno wyjechała do Włoch i tam została, zaproponowała mi, żeby do niej przyjechać i spróbować szczęścia. Rozmawiałam z mężem i z rodzicami i zdecydowaliśmy, że powinnam jechać. Moja mama obiecała maksymalnie pomóc z dziećmi. Miałam wtedy 36 lat, dzieci – 18, 16 i 15 lat.

Tak zaczęły się długie lata mojego zarobkowania za granicą. Nie było łatwo, zanim się zaaklimatyzowałam, nauczyłam języka, minęło sporo czasu. Choć Tamara na początku bardzo mi pomogła, adaptacja zajęła kilka lat.
Potem jakoś wszystko się ułożyło, przyzwyczailiśmy się. Opiekowałam się starszymi ludźmi, zarabiałam całkiem niezłe pieniądze, raz w roku jeździłam na wakacje do domu. Ponadto, żyjąc we Włoszech, gdzie jest wspaniały klimat, ekologia i jedzenie, starałam się dbać o siebie, utrzymywać zdrowie.

Okazjonalnie miałam także romanse we Włoszech, nie wstydzę się tego i nie cierpię na wyrzuty sumienia, bo jestem kobietą, która utrzymuje całą rodzinę w Polsce i też chce czasem czuć się szczęśliwą, piękną, pożądaną. Nawet teraz mam we Włoszech mężczyznę w moim wieku, z którym czasem cudownie spędzamy czas.
Przy tym bardzo kocham swoją rodzinę i męża, i oni też mnie — po prostu takie jest życie. Dopuszczam, że mój mąż też nie był świętym, ale co można zrobić, kiedy tak długo żyjemy na odległość.

Muszę jeszcze być jakiś czas we Włoszech, aby otrzymać włoską emeryturę, ale w zeszłym tygodniu wróciłam do domu na dwumiesięczne wakacje. Zatęskniłam za rodziną, a i w domu narosło sporo spraw.
Spędziłam kilka dni z rodziną, spotkałam się z najbliższymi, a wczoraj zebraliśmy się wszyscy przy jednym stole z krewnymi i przyjaciółmi, jak to zwykle bywa, gdy wracam.
I właśnie w trakcie rozmów przy stole pochwaliłam się, że idę na lifting twarzy w środę. Robiłam to już 15 lat temu i teraz znowu nadszedł czas, a we Włoszech jest o wiele drożej, a specjaliści u nas są lepsi.

To, co się wtedy wydarzyło…, nie wyobrażacie sobie! Wszystkie obecne kobiety rzuciły się na mnie, nawet córki potwierdziły, że robię bzdury, że w moim wieku powinnam się pogodzić ze starością i kto tego w ogóle potrzebuje, i że lepiej by było, gdybym dała te pieniądze na cele charytatywne czy dla uchodźców i tak dalej. Zupełnie jak hieny!

Postawiłam wszystkich do pionu, powiedziałam, że to moja sprawa i w żaden sposób nie mają prawa mnie krytykować i potępiać, ale wieczór został zrujnowany. Mąż później powiedział mi, żeby nie brać tego do siebie, ale jak?
Czy to zazdrość, czy naprawdę tak uważają? Czyż nie mam prawa, za to, że utrzymuję swoją rodzinę, gotuję, myję, sprzątam i od dziesięcioleci noszę gary w obcym kraju – co, uwierzcie, nie jest łatwe! – dać sobie to, czego potrzebuję, tym bardziej że sama za wszystko płacę?

Patrzyłam na te moje krewniaczki przy stole, które już w wieku 50-60 lat są po prostu starymi, znużonymi życiem kobietami, które doradzają mi, jak żyć, i uczą, co można, a co nie, i pomyślałam: kobiety z Polski, co z wami jest? Dlaczego tak siebie nie kochacie?
Rozumiem, że ciężkie czasy, ale ja też przeżyłam niełatwe życie, czy to naprawdę taki grzech chcieć mieć młodszą twarz i lepsze życie w moim wieku?

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *