Każdy człowiek ma w życiu pewien cel: jedni marzą o luksusowym samochodzie, inni o domu na wsi, a jeszcze inni o dużej rodzinie. Ja mam wszystko, czego kiedykolwiek chciałam: kochającego męża, dobrą pracę i synka. Do szczęścia nie potrzebowałam pieniędzy, cieszyłam się tym, co mam.
Ale w wieku 43 lat zrozumiałam, jak ograniczonym i biednym życiem żyję. Budujemy właśnie dom na wsi, więc wszystkie pieniądze inwestujemy tam. Wychowujemy z mężem tylko jedno dziecko i zapewniamy mu prywatną, wysokiej jakości edukację. Do pracy jeździmy drogimi samochodami i mieszkamy w samym centrum miasta. Mimo to nie czuję się bogata.
Nie mogę sobie pozwolić na luksusy, mimo że w sumie zarabiamy około 20 tysięcy. To dość dużo dla rodziny z jednym dzieckiem, ale nie wystarcza, żeby żyć pełnią życia.
Od dzieciństwa nas uczono oszczędzać, a drogie samochody kupiliśmy, tylko dla tego, żeby nie było wstydu w pracy, bo wszyscy mają luksusowe auta. Zamiast jechać nad wakacje w tym roku, odkładamy pieniądze na wykończenie domu, bo chcemy zrobić tam wszystko pięknie i na bogato. Osiągnęliśmy wszystko, o czym tak długo marzyliśmy. Możemy sobie pozwolić na piękny dom, ale nie na swobodę wyboru w kwestii jedzenia czy ubrań. Wciąż patrzymy na ceny w supermarketach, szukamy produktów w promocji i myślimy, na czym jeszcze można oszczędzić.
Nie możemy sobie pozwolić na to, na co pozwalają sobie nasi przyjaciele czy sąsiedzi. Oni co roku jeżdżą na zagraniczne wakacje, co tydzień chodzą do restauracji, a my siedzimy w domu i wybieramy meble do nowego domu. Nasze podejście do życia jest bardzo zorientowane na to, co „należy” robić. Odkładamy pieniądze na wykończenie i inwestycje, zamiast korzystać z życia tu i teraz.
Mamy cel zbudować dom, a to mieszkanie wyremontować i dać synowi. Nie sądzę, że kiedyś te problemy zostaną rozwiązane, zaczniemy normalnie żyć. Teraz nasz syn jest jeszcze w szkole podstawowej, ale później będziemy musieli zainwestować w jego wyższą edukację.
Nie wiem, jak długo można żyć w takim tempie. Czuję, że zarabiam dużo, ale nie mam z tego korzyści. Życie sprowadza się do ciągłej gonitwy. Z pracy do domu, z domu do pracy i tak rok w rok. Kiedy więc żyć dla siebie?
Pytanie więc brzmi: jak wyjść z tej spirali?