Byłem gotów na spokojne dni emerytury. Praca zmęczyła mnie do granic możliwości. Wystarczyło już tego ciągłego biegu, spełniania oczekiwań szefa i stresów dnia codziennego. Teraz jestem wreszcie w domu i to jest wspaniałe. Uwielbiam spać dłużej, nie spieszyć się rano do pracy. Lubię sobie pozwolić na leniwe poranki i cieszyć się dniem według swoich zachcianek. Nie muszę przygotowywać posiłków na wynos, zastanawiać się jaka będzie pogoda następnego dnia, teraz gotuję dla przyjemności i delektuję się tym procesem, a pogodę mam gdzieś. Spędzam wieczory na oglądaniu telewizji albo spaceruję z sąsiadami.
Wreszcie doceniam, jak upływają dni. Jednak wszystko by było idealnie, gdyby nie moja córka. Martwi się o mnie, uważa, że jestem w jakimś dołku na emeryturze. Myśli, że teraz nie mam zajęć i nie mam co ze sobą zrobić, dlatego po swojej pracy często mnie odwiedza. Rozumiem, że ma wiele spraw do załatwienia w domu, ma męża i syna, którzy na nią czekają, a jednak traci swój czas, troszcząc się o mnie. Niepotrzebnie się martwi. Wyjaśniałem jej już, że wszystko u mnie w porządku, ale ona tego nie rozumie i wciąż próbuje mi znaleźć jakieś zajęcia, żeby mnie rozerwać i rozweselić.
W weekendy przysyła do mnie wnuka, żeby spędzał ze mną czas. Bardzo się cieszę z jego odwiedzin, ale rozumiem, że to z inicjatywy córki. Przychodzi także zięć, żeby mnie podwieźć na zakupy, chociaż wcale nie potrzebuję ich pomocy. Wszystko, czego potrzebuję, mogę kupić blisko mojego domu. Kiedy odmawiam pomocy, zięć i córka to postrzegają jako moją skromność i uprzejmość. Staram się przekazać mojej córce, że wszystko jest w porządku, że cieszę się samotnością i spokojnymi wieczorami. Jednak ona mi nie wierzy i ciągle próbuje mi narzucać swoje propozycje spędzania czasu. Macie jakiś pomysł, jak mogę do niej dotrzeć?