Moi rodzice mieszkają we Wrocławiu, a ja z rodziną w Łodzi. Mój mąż dużo pracuje i często wyjeżdża w delegacje, wtedy zazwyczaj zabieram naszą córeczkę i jedziemy do dziadków. Nie mam prawa jazdy, więc wybieramy podróż pociągiem lub autobusem. Odkąd Weronika skończyła 4 lata kupuję dla niej odrębny bilet, ponieważ nie daję rady utrzymać jej na kolanach całą drogę, a przepisy i tak nakładają taki obowiązek. Zwykle, gdy podróżujemy autobusem, wybieramy miejsce z samego przodu, bo Werka lubi patrzeć co się dzieje przed nami. Podczas naszej ostatniej wyprawy, posadziłam córkę przy oknie i usiadłam obok niej, tego dnia bardzo zależało mi, by szybciej wysiąść, bo spieszyłyśmy się do kina, więc miejsca tuż obok drzwi były idealne. Był środek tygodnia i autobus nie był przepełniony, więc bez trudu udało nam się zarezerwować nasze ulubione miejscówki. Kiedy drzwi już się zamknęły i kierowca chciał ruszyć w drogę, tuż przed szybą zaczęła machać jakaś pani, żebyśmy się zatrzymali. Kierowca zareagował, wyłączył silnik i otworzył drzwi, by kobieta mogła pojechać z nami. Była to osoba otyła, nie oceniam ludzi, nie interesuje mnie jak wyglądają i uczę moją córkę, że każdy z nas jest inny i ma do tego prawo. Jednak w tym przypadku tusza kobiety z pewnością stanowiła problem dla niej samej, ledwo udało jej się wcisnąć do środka…
Pani spóźnialska w końcu zakupiła bilet i usiłowała się przekręcić w stronę miejsc dla podróżujących. Kiedy była ustawiona przodem, zauważyłam, że spokojnie mogła przecisnąć się między rzędami foteli. W międzyczasie kierowca ruszył, a kobieta ledwo łapała równowagę. Wtedy, zamiast iść do pierwszego wolnego miejsca po środku autobusu, odezwała się do mnie i zażądała, bym wzięła dziecko na kolana. Odpowiedziałam, że zapłaciłam za oba miejsca i moja córka będzie siedzieć na fotelu, po czym zaproponowałam, by usiadła na wolnym miejscu. Kierowca powtórzył moje słowa i polecił, by kobieta poszła dalej, bo jest tam jeszcze sporo wolnych miejsc. Wtedy ona zaczęła na mnie krzyczeć, że jej się to miejsce należy i to my powinnyśmy iść do innego miejsca, bo nam jest łatwiej. Kierowca pokonywał kolejne zakręty, a kobietą szarpało na prawo i lewo, ale nie poszła usiąść, tylko wciąż stała nade mną i żądała bym odstąpiła jej miejsce. Weronika przestraszyła się i zaczęła płakać, więc chciałam ją uspokoić i odwróciłam się do kobiety plecami, z nadzieją, że teraz już odpuści.
Kobieta była nieugięta, coraz głośnej domagała się, bym wzięła dziecko na kolana i przesunęła się lub poszła poszukać innego miejsca, bo ona koniecznie musi tutaj siedzieć. Staram się być opanowana w takich sytuacjach i nie podnosić głosu, spokojnie odpowiedziałam jej, że zarezerwowałam te miejsca dwa tygodnie wcześniej i zapłaciłam dodatkowo za tę rezerwację czego ona również mogła dokonać. Wyjaśniłam jej też, że gdyby od początku była uprzejma i poprosiłaby mnie o możliwość zamiany miejsc, mogłabym taką prośbę rozważyć, ale w tej sytuacji, kiedy krzykiem przestraszyła moje dziecko, nie będę robić jej takich przysług. Inni pasażerowie dotychczas milczeli, ale po kolejnych minutach krzyku kobiety, zaczęli się odzywać, bo ewidentnie mieli dość tej sytuacji. Wołali z miejsc w głębi pojazdu, wskazując kobiecie wolne siedzenia i prosząc, by w końcu usiadła i nie robiła problemów.
Pasażerka wciąż nade mną stała i krzyczała, że nie pójdzie siedzieć na inne miejsce, bo zawsze siadała tutaj, na moim fotelu i dziś też chce tam siedzieć. W wyniku tych słów ludzie zaczęli używać w stosunku do niej tego samego tonu i wybuchła prawdziwa afera… Nie spodziewałam się, że ktoś może rozpętać taką awanturę z powodu miejsca w autobusie, ale nie zamierzałam odpuścić, moja córka zasłużyła, by podróżować tak jak lubi, na każdym innym miejscu była bardzo marudna i nie chciała usiedzieć na tyłku. I wtedy uratował nas kierowca, zatrzymał się na kolejnym przystanku w Łodzi, wstał, powiedział, że to jest miejsce publiczne i należy się zachowywać odpowiednio, następnie chwycił torbę awanturującej się kobiety, wystawił poza autobus i poprosił, by opuściła pojazd i pojechała następnym, który miał być za 35 minut. Obiecał, że będzie mogła pojechać na tym samym bilecie, a następnym razem niech zarezerwuje sobie miejsce wcześniej, skoro tak jej zależy na konkretnym siedzeniu.
Kiedy wysiadałam podziękowałam mu za to co zrobił, a on odrzekł z ciężkim westchnieniem, że z tamtą kobietą zawsze jest ten sam problem, ale tego dnia puściły mu nerwy i musiał zareagować w ten sposób. Konsultował ten przypadek z przełożonym, który potwierdził mu, że zgodnie z regulaminem, w takiej sytuacji może wyprosić pasażera który stwarza realne zagrożenie dla innych osób. Odetchnęłam z ulgą, bo miałam wyrzuty sumienia i zastanawiałam się, czy grożą mu za to konsekwencje, ale teraz przekonał mnie, że oboje postąpiliśmy słusznie, a kobieta nie powinna się zachować w ten sposób.