Mój ojciec zmarł. Ciężko przeżyłam utratę bliskiej osoby. Ale jak to mówią, nieszczęścia chodzą parami. Zaraz po pogrzebie zgłosiła się do mnie mama, która dawno opuściła nas z ojcem. Nie, nie po to, aby mnie wesprzeć, ale aby zabrać spadek, który mi po nim przypadł: mieszkanie, samochód i domek letniskowy. Uważam mamę za zdrajczynię, więc niczego nie dam; ani jej, ani jej dzieciom.
Moje życie dzieli się na „przed” i „po”. „Przed” – to wtedy, kiedy byłam szczęśliwym dzieckiem dwojga zakochanych ludzi. Mój ojciec niesamowicie kochał mnie i mamę. Nigdy niczego od nas nie wymagał, tylko chciał, abyśmy były szczęśliwe. Wtedy jeszcze nie rozumiałam swojego szczęścia. Ale wszystko jest względne. A „po” – to, kiedy mama z jakiegoś powodu zdecydowała się zamienić tatę na jakiegoś wujka Piotra, a nasze mieszkanie na akademik.
Wtedy nie mogłam zrozumieć, dlaczego mieszkamy z obcym mężczyzną, dlaczego proszą mnie, abym nazywała go tatą i dlaczego prawdziwego taty nie ma obok. To był ten okres, kiedy stałam się nieszczęśliwym dzieckiem. Stało się jasne, że mama naprawdę nigdy nie kochała taty, bo wujek Piotr mógł sobie na wszystko pozwolić: na picie, próżniactwo i brak pieniędzy, a na tatę zawsze była zła za byle co.
Musiałam czekać na alimenty, aby dostać coś smacznego, a i tym musiałam dzielić z dorosłymi. Nowy ojczym nazywał alimenty od taty jałmużną, ale bezczelnie korzystał z tej jałmużny. A moja mama, która zawsze mówiła tacie, że już nie chce dzieci, urodziła wujkowi Piotrowi aż dwójkę: syna i córkę.
Ponieważ ojczym był leniwym i niezorganizowanym człowiekiem, mama zaczęła też zaniedbywać siebie i tracić dużo czasu na różne rozrywki. Dlatego właśnie mnie uczynili prawdziwą nianią dla maluchów. Przestałam czuć się kochanym dzieckiem, dla nich byłam tylko źródłem pieniędzy i opiekunką dla dzieci. Dlatego tak bardzo chciałam uciec jak najdalej od tych ludzi. I tak też zrobiłam.
Gdy nadszedł czas na podejmowanie decyzji, zdecydowałam się przeprowadzić do taty i babci. Spędziłam z tatą i babcią 4 szczęśliwe lata. Naprawdę ogrzali mnie swoją miłością. Ale potem babcia zmarła, a po niej, po pół roku odszedł tata i znowu zostałam niepotrzebna. Na szczęście, babcia i tata zdążyli przepisać na mnie całe swoje mienie. I mogłam zostać sama w mieszkaniu. Miałam ledwo ukończone 18 lat, gdy odeszła babcia i tata. Jeszcze nie potrafiłam sama poradzić sobie z taką stratą. Dlatego bardzo się ucieszyłam, gdy zobaczyłam mamę na cmentarzu. Wydawało mi się, że przyszła, aby mnie wesprzeć. Ale myliłam się. Mama podeszła i wprost powiedziała, że „ci ludzie” są jej obojętni. Wszystko, co ją interesowało, to spadek po ojcu.
Powiedziała też, że zdradziłam ich, zostawiając ojczyma i ją samych z dziećmi, więc nie ma dla mnie przebaczenia. Wtedy zrozumiałam, że od tego dnia stałam się sierotą na dobre. Mama oświadczyła, że ma trójkę dzieci, a więc powinnam sprzedać wszystko, co otrzymałam w spadku po tacie: samochód, mieszkanie, domek i wziąć wszystkie jego oszczędności, aby podzielić je między naszą trójkę.
– Sprzedaj i podziel wszystko! Ja niczego nie dzieliłam z twoim ojcem, kiedy od niego odeszłam!
W ogóle jeszcze nie myślałam o spadku. Może bym się podzieliła, gdyby nie to, że powiedziano mi to wszystko w taki sposób. Siedzę i myślę – na jakiej podstawie? Mama sama podjęła swoją decyzję, kiedy odeszła od ojca. Gdyby miała szansę coś podzielić, wyegzekwowała by to od razu. Na pewno nie przepuściłaby takiej okazji. W końcu Piotrem żyli bardzo biednie.
Moje słabe sprzeciwy mama stanowczo odrzucała. – Musisz wszystko uczciwie podzielić! – powtarzała. Chcecie uczciwości? No to oto macie uczciwość! Oburzył mnie ton mamy i to, że zaczęła dzielić majątek osoby, która dopiero co umarła i którą zdradziła. Jestem pewna, że z ojcem niczego nie dzieliła, NIE z powodu swojego dobrego serca, ale dlatego, że nie mogła. Cała ta bezczelność sprowokowało mnie tylko do złości. I uparcie postanowiłam jej nic nie dać.
– Niczego nie będę sprzedawać ani dzielić. Niczego nie dam ani tobie, ani ojczymowi, ani twoim dzieciom. To nie są dzieci taty, nic im się nie należy. Jeśli dam wam pieniądze, Piotr wszystko przepije. A na babcine mieszkanie nawet nie patrz. Nie masz do niego żadnych praw. Zrujnowałaś naszą rodzinę, sama podjęłaś tą decyzję. Teraz nie mów mi, co mam robić ze spadkiem po ojcu.
Mama się rozzłościła i odeszła. Jestem pewna, że nakręciła brata i siostrę przeciwko mnie, bo od tamtej pory nie rozmawiali ze mną. Minęło już 12 lat. Niedawno natknęłam się na mojego brata w mediach społecznościowych. Napisałam do niego, a on mnie zablokował.
Na próżno, wciąż trzymam te oszczędności, które chciałam dać rodzeństwu. Ale jeśli nie chcą, to niech nie biorą. Szkoda mi mamy, ciągle coś kombinuje, a jej życie przez to stacza się coraz niżej.
Co byście zrobili na moim miejscu?