Nie oceniajcie mnie pochopnie, ale znam moje dzieci i wiedziałam, że dokładnie tak muszę postąpić. Po przyjeździe do miasta skłamałam, że pieniądze uzyskane ze sprzedaży domu zostały ukradzione. Moje córki odmówiły mi pomocy, a mój syn wraz z synową przyjęli mnie bez słowa. Ale może zacznę od początku…
Miałam wielką rodzinę – męża, dwie córki, Annę i Aleksandrę, oraz syna, Mikołaja. Mąż zmarł zanim dzieci były pełnoletnie, a potem z biegiem lat córki wyjechały na studia, tam założyły rodziny i pozostały w mieście. Syn przyprowadził żonę, Marysię, do naszego domu. Relacje między synową a mną nie ułożyły się, więc młoda para wkrótce przeprowadziła się do starego domu w rodzinnej wsi Marii. Z biegiem lat coraz trudniej było mi żyć samej i Anna, starsza córka, poradziła mi, żebym sprzedała dom i przeniosła się do niej.
I tak też zrobiłam. Na dworcu nikt mnie nie przywitał. Postanowiłam zadzwonić do Anny, ale ta nie odebrała telefonu. Musiałam sama odnaleźć drogę do domu córki. Na szczęście uprzejmi ludzie wskazali mi, jakim autobusem mogłam dotrzeć pod odpowiedni adres. W autobusie zaczęłam rozmowę ze starszą kobietą, która wyglądała nieszczęśliwie. Okazało się, że również sprzedała dom i przeprowadziła się do swojego syna. Dopóki miała pieniądze, była niemal noszona na rękach, ale gdy się skończyły, ustało również dobre traktowanie. Wtedy starsza kobieta nie wytrzymała i wróciła do swojej wsi, licząc na pomoc sąsiadów. Zastanowiłam się nad tym i postanowiłam przetestować swoje dzieci. Dotarłam do córki, która przyjęła mnie dobrze i początkowo nie zadawała pytań o sprzedany dom.
Po kilku tygodniach Anna zapytała o pieniądze, a ja skłamałam, że zostałam okradziona w drodze do niej. Córka się rozzłościła i powiedziała, że nie zamierza dłużej mnie utrzymywać. Zrozumiałam, że muszę zbierać swoje rzeczy i przeniosłam się do młodszej córki, Aleksandry. Oczywiście zanim dojechałam, Anna zdążyła ją o wszystkim poinformować i Ola nie wpuściła mnie nawet za próg. Pozostało mi tylko jechać do syna. Mikołaj wraz z synową przyjęli mnie życzliwie, nakarmili, napoili i zaproponowali, abym zamieszkała z nimi na stałe. Im również skłamałam o kradzieży, ale to nie zmieniło ich podejścia. – Mamo, nie martw się, damy sobie radę – powiedziała synowa, co bardzo mnie wzruszyło. W tajemnicy przed wszystkimi postanowiłam poszukać dla nas domu, który byłby w lepszym stanie technicznym niż ten, w którym obecnie mieszkaliśmy. I udało mi się znaleźć coś idealnego, a po trzech miesiącach wspólnie się do niego wprowadziliśmy. Niedługo później urządziliśmy pierwsze święta w nowym miejscu i zaprosiliśmy moje córki. Wszyscy obdarowywali się prezentami, a ja miałam specjalny podarunek dla syna i synowej, którzy okazali mi szacunek i miłość – wręczyłam im grubą kopertę z pieniędzmi, które zostały po zakupie nowego domu.