Jechałam autobusem. Wyjątkowo sama, bez dzieci, bo zostawiłam je u teściów na weekend. Na kolejnym przystanku do autobusu weszła młoda dziewczyna, a za nią dziewczynka, która miała jakieś 6 lat. Najpierw stali przy wejściu, a potem weszli w głąb. Po tym, jak ze sobą rozmawiali wywnioskowałam, że to jego matka, chociaż wyglądała naprawdę bardzo młodo.
Gdy tylko zwolniło się miejsce, dziewczyna natychmiast je zajęła. Dziewczynka podeszła do niej i złapał się ręką za siedzenie. Uprzejmie zaproponowała matce, aby ta zabrała od niej plecak (zapewne dziewczynka wracała z jakichś zajęć), po czym go dała matce i spojrzała przez okno.
Wszyscy pasażerowie nagle obrzucili matkę złymi spojrzeniami. Ta nie zauważyła na początku tych potępiających spojrzeń, dopóki jedna ze staruszek nie postanowiła zaatakować jej wprost:
– Usiadłaś jak królowa, a dziecko stoi? Wstyd! To przecież tylko mała dziewczynka, jest pewnie zmęczona! Nie wstyd Ci, dziewucho?!
Dziewczyna milczała, żeby nie wdawać się w zbędną dyskusję i kłótnię, ale kiedy inni „sprawiedli” również się do niej przyczepili, postanowiła to ukrócić:
– A co Was to obchodzi? Wychowuję swoje dziecko tak, jak mam na to ochotę. Jestem mamą i mam prawo decydować o tym, jak traktować córkę. Dzięki temu wychowam dziewczynkę na kulturalną osobę, a nie samoluba, który myśli tylko o swojej wygodzie. Teraz jesteście oburzeni, że to ja siedzę, a za parę lat byście komentowali, że nikomu nie ustępuje. Ależ jesteście głupi!
Wszyscy “oburzeni” od razu zamilkli i może chcieli się początkowo jej sprzeciwić, ale zrozumieli, że młoda mama ma rację.