Od lat prowadzę jednoosobową działalność gospodarczą w branży beauty, początkowo wynajmowałam lokal, by przyjmować klientki, ale kiedy wspólnie z mężem wybudowaliśmy dom, zaprojektowałam sobie małe pomieszczenie tuż przy garażu, w którym prowadzę biznes. Mam stałe klientki, praca sprawia mi satysfakcję i naprawdę sporo na tym zarabiam. Jednak postanowiłam zatrudnić pracownicę, bardzo zaufaną osobę, a sama na jakiś czas zrezygnowałam z wykonywania pracy. Zdecydowaliśmy wraz z Patrykiem, że chcemy mieć dziecko. Pracowałam do siódmego miesiąca ciąży, wdrażając we wszystko moją pracownicę. Doskonale mnie zastępuje, a klientki są tak samo zachwycone jak po zabiegach wykonanych przeze mnie.
Interes prosperuje dalej, ale mam mniejsze zyski, bo muszę opłacać składki i pensję dla Oli. Wystarcza nam na życie z wypłaty męża i drobnych dochodów z mojej firmy, ale dopóki nie wrócę do pracy, nie będziemy mogli pozwolić sobie na takie luksusy jak dotychczas. Mimo wszystko chcę spędzić z dzieckiem minimum półtora roku, zanim oddam je do żłobka. Nie ma mowy, żebym wcześniej wróciła do pracy. Poza tym mam zaufanie do Oli i zawsze mogę ją sprawdzić, bo gabinet mam pod nosem.
Ja i mąż jesteśmy zadowoleni z nowej sytuacji, ale problem widzą krewni Patryka. Dotychczas dysponowaliśmy takim budżetem miesięcznym, który pozwalał nam zabierać co roku na wakacje jedno z dzieci mojej szwagierki, a na każde święta kupowaliśmy całej rodzinie drogie prezenty. W obecnej chwili nie stać nas, by nadal to robić.
Tłumaczyliśmy siostrze męża, że w tym roku na wakacje chcemy pojechać tylko we trójkę, co jest logiczne, bo mamy własne dziecko i to jemu chcemy teraz poświęcać czas. A ona się obraziła, bo przecież możemy wziąć dodatkowo jeszcze Stasia, bo ona już mu obiecała. Nie pomaga też tłumaczenie, że ja teraz nie mam tak dużego dochodu jak wcześniej i zwyczajnie nie stać nas na to. Mąż w końcu zaproponował, że jeśli siostra zapłaci za dziecko, to możemy zgodzić się je wziąć z nami na Sycylię, ale ona się obraziła. Uważa, że skoro nasz synek ma już pół roku, to mogłabym wrócić do pracy i zafundować jej dziecku wakacje.
Zapytałam co mam zrobić z półrocznym dzieckiem w godzinach pracy, przecież do żłobka jest za młody. Wtedy teściowa dobrodusznie zaoferowała, że ona może zostawać z wnukiem. Miło z jej strony, ale nie ufam jej w kwestiach związanych z wychowaniem dzieci, nawet nie potrafi prawidłowo podtrzymać główki Maciusia. Poza tym nie planuję jeszcze wracać do pracy, chcę nacieszyć się macierzyństwem i dać synkowi wszystko, co najlepsze w pierwszych miesiącach życia.
Na wakacje polecieliśmy we trójkę, było fantastycznie! A kiedy wróciliśmy, krewni męża znowu chcieli wejść mi na głowę… Robili aluzje do poprzedniego roku, kiedy każdemu podarowałam wartościowy prezent. Dopytywali czy może wracam już do pracy i od niechcenia zaczynali przy mnie rozmowy o tym co chcieliby w tym roku dostać na gwiazdkę.
Na szczęście mój mąż w porę zareagował, bo mi już się kończyła cierpliwość i na pewno nie byłabym tak powściągliwa w słowach jak on. Zapowiedział, że jeśli ktoś spodziewa się od nas prezentów, to może nawet nie przychodzić do nas na święta. A bardzo możliwe, że wyjedziemy gdzieś w góry i skryjemy się przed tą bandą chciwych ludzi.