Do niedawna byłam przekonana, że ślub dziecka, to wielka chwila dla każdego rodzica. W końca wyjątkowa okazja zdarza się tylko raz w życiu. Kiedy poznałam Kasię, moją przyszłą synową, byłam nią zachwycona! Zaradna, wykształcona, wygadana, a przede wszystkim, zakochana w Pawełku. Dla matki to trudna chwila, kiedy oddaje syna w ręce innej kobiety, ale wtedy czułam, że moje dziecko dokonało właściwego wyboru. Trochę trudniej było nam znaleźć wspólny język z teściami Pawła, mieli zupełnie inne podejście do życia niż my. Uważali, że organizowanie wesela to marnowanie pieniędzy, aż trudno mi uwierzyć, że Kasia nie marzyła nigdy o pięknej białej sukni i wzruszającej uroczystości w gronie rodziny. Mój syn, tak właśnie wyobrażał sobie początek małżeństwa.
Ja, mój mąż i Paweł dużo rozmawialiśmy z Katarzyną o jej wyobrażeniach na temat wesela, w końcu przyznała, że marzy jej się długa biała suknia i wesele do białego rana, ale jej matka zupełnie inaczej widziała to wszystko i wszelkie marzenia dusiła w zarodku. Postanowiłam zrobić wszystko, by wizja tej dziewczyny stała się rzeczywistością. Byłam gotowa sama kupić jej suknię, bo było mnie na to stać. Oczywiście pokłóciliśmy się z rodzicami Kasi, kiedy uparliśmy się na naszą wersję zaślubin i przez bardzo długi czas nie zamieniliśmy z nimi słowa. Za całą uroczystość zapłaciliśmy wspólnie z mężem, wesele było tak udane, że Kasia nie umiała znaleźć słów zachwytu, a Paweł nie mógł przestać nam dziękować. Jeszcze nie wiedzieli jaką mamy dla nich niespodziankę – kupiliśmy im niewielkie mieszkanie, by wspólne życie mogli zacząć bez kredytu.
Pomieszkali razem dwa miesiące i dowiedzieli się, że zostaną rodzicami. Kasia była lekko przerażona, że nie da sobie rady i namówiła Pawła do przeprowadzki do jej domu rodzinnego. I wtedy zaczęły się wszystkie problemy. Teściowa nie dawała Pawłowi odpocząć ani na chwilę, ciągle wymyślała jakieś naprawy i remonty, wykorzystywała go jak mogła. Biedny wracał zmęczony po pracy i musiał łapać za wałek do malowania albo młotek jeszcze zanim usiadł do obiadu. Mój syn jest pomocny i robotny, więc na wszystko godził się bez słowa. Pewnie wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że teściowa ciągle stała mu nad głową i narzekała, że krzywo, brzydko, niedokładnie, mimo, iż Paweł robił wszystko zgodnie z jej wcześniejszymi poleceniami.
Wkrótce urodziła się nasza wnusia, Oleńka, ale nie byliśmy mile widziani u rodziców Kasi, więc musieliśmy zadowolić się zdjęciami bobaska i nielicznymi odwiedzinami syna z rodziną. Po narodzeniu Oli, Paweł miał jeszcze mniej czasu na odpoczynek. Teściowa goniła go do pracy, a potem narzekała, że nie spędza czasu z dzieckiem. Mój syn miał już serdecznie dość mieszkania u teściów, ciągłych awantur i zwracania uwagi. Nabawił się poważnej nerwicy i w końcu trafił do szpitala w wyniku załamania nerwowego. Kasia zrozumiała wtedy, że muszą wyprowadzić się do mieszkania. Przenieśli się znów do kawalerki i wspólnie zajmowali się wychowaniem córki.
Ola ma teraz dopiero 5 lat, a Kasia oznajmiła Pawłowi, że chce rozwodu. Mój syn starał się jak mógł, zarabiał na rodzinę, pomagał we wszystkich obowiązkach, zostawał z córką zawsze, kiedy Kasia chciała iść do fryzjera, na zakupy czy na miasto z koleżankami. Dbał o żonę, a ona okazała się być kopią własnej matki, wciąż widziała drobne niedociągnięcia i to na nich skupiała swoja uwagę, nie widząc nic innego. Szkoda mi mojego syna, nie zasłużył na taką kobietę, ale najbardziej żal mi wnuczki, że będzie dorastać w rozbitej rodzinie. Moja synowa postanowiła nie tylko zabrać Pawłowi dziecko, domaga się także mieszkania, które kupiliśmy z okazji ich ślubu. W akcie notarialnym to my widniejemy jako właściciele, ale ona twierdzi, że należą jej się chociaż pieniądze, bo to był jej ślubny prezent. Nie byłam jeszcze u prawnika, ale mam nadzieję, że nie ma racji…