Moja mama jest emerytką i z drugim mężem jest w związku od około 30 lat. On nie jest moim biologicznym ojcem, ponieważ mój tata, a jednocześnie pierwszy mąż mamy zmarł, gdy miałem jeszcze dwa lata. Ojczym zastępował mi tatą. On sam także był już kiedyś w małżeństwie i owocem tamtego związku była córka. Nie utrzymywał z nią jednak żadnego kontaktu.
Obecnie moja matka ma 60 lat, a ojczym ma 72 lata. Oczywistym jest, że ze zdrowiem niestety jest coraz gorzej. Ostatnio ojczym tak bardzo podupadł na zdrowiu, że mama musi się nim opiekować. Mimo tych trudności żyje im się nawet nieźle. Jest tylko jedno „ale” i dotyczy mieszkania ojczyma, które wyremontowali i urządzili na nowo za pieniądze mamy, a które on niedawno przepisał na swoją córkę.
Mamie jest bardzo przykro. Rozumie, że jej mąż nie pożyje już długo, ale wie, że po jego śmierci nie będzie miała gdzie się podziać. Niedawno zapytała mnie nawet, czy wezmę ją w razie czego do siebie. Jeśli ojczym umrze, to jego córka po prostu wyrzuci moją matkę na ulicę. Ojczym kupił to mieszkanie zanim wziął ślub z matką, dlatego ona nie ma do niego żadnych praw.
Oczywiście nie zostawię matki samej sobie i na pewno coś wymyślę, ale sam czyn ojczyma zaskakuje. To poniekąd, jakby ją zdradził! Zdaje sobie sprawę, że jego godzina jest bliska, więc postanowił zadbać w końcu o córkę, którą do tej pory się nie interesował, a tą, która się nim opiekuje, karmi go i pierze jego rzeczy, pozostawi z niczym! Byli małżeństwem 30 lat, a teraz nagle coś takiego!
Nawet nie sądziłem że ojczym pamięta, że ma córkę. Nigdy naprawdę nie interesował się jej losami. Ciekawe, gdzie ona teraz w ogóle jest, co robi. A może ma tyle pieniędzy lub mieszka za granicą, że nie będzie chciała tego mieszkania?
Moja żona przekonuje mamę, by dochodziła swoich praw w sądzie. Nie wiem, czy to możliwe, chociaż mieszkała tam tyle lat i za jej pieniądze robiono remonty jak i kupowano wyposażenie, to może coś jej się jednak należy?
A jak wytłumaczyć ojczymowi, że popełnia błąd? Być może jest to przejaw starczego marazmu? Co Wy na to?