Ostatnio zaczęłam się zastanawiać, czemu ludzie już nie praktykują wizyt bez zapowiedzi. Kiedyś takie niespodziewane odwiedziny były na porządku dziennym i nagle ustały. Przypomniała mi się wówczas moja ciotka, która wręcz nadużywała gościnności brata, czyli mojego taty. Ogólnie to mamy dużą rodzinę i odkąd pamiętam rodzice starali się utrzymywać ze wszystkimi przyjazne stosunki. Do dziś dzwonią do siebie i spotykają przy okazji większych uroczystości czy okrągłych urodzin. Ale kiedyś było trochę inaczej.
Mój tata jako pierwszy wybudował dom, reszta rodziny, oprócz babć oczywiście, mieszkała w blokach. Tak jakoś się złożyło, że to do nas przyjeżdżali goście, a wspomniana już wcześniej ciotka, była miłośniczką wpadania do nas na „obiad” z torbami, po czym wraz z rodziną siedzieli u nas tydzień, lub do momentu aż ktoś ich wyprosił. Nas nikt nigdy nie zaprosił do siebie, rodzice przyjęli za normę, że to do nas wszyscy przyjeżdżali, kiedy im się podobało. Mój tata to bardzo gościnny człowiek, a mama spełnia się jako kucharka i zawsze uważała, że gości trzeba godnie przyjąć, więc lodówka u nas wiecznie była pełna. Kiedy rodzina przyzwyczaiła się, że mają u nas darmowy nocleg i wyżywienie, zaczęli nas odwiedzać w każde święta, ferie i wakacje. Gdyby nie to, że tata w pewnym momencie miał tego dość, pewnie ta sielanka trwałaby do dziś.
Już jako dziecko dostrzegałam, że żerowanie rodziny na moich rodzicach było nie w porządku. Przecież są hotele i restauracje, jeśli ktoś decyduje się na urlop, to powinien to robić na swój koszt, a nie wieszać się na członku rodziny, który nie potrafi odmówić gościnności. Nie mogłam zrozumieć co miała w głowie moja ciotka, ciągnąć męża i dzieci do nas, oszukując wszystkich, że to tylko na obiad, a potem przeciągała wizytę o kilka dni, licząc, że nikt jej nie zwróci uwagi… To był prawdziwy dyskomfort, musiałam oddawać swój pokój rodzinie, a sama spać w jednym łóżku z rodzicami. Salon wiecznie był zajęty przez kuzynów, którzy niemal się zadomowili.
Nie dość, że nasi goście otrzymywali jedzenie za darmo, to jeszcze tata zabierał ich na wycieczki, by jakoś umilić im pobyt, a oni i tak potrafili narzekać! To w końcu ich urlop, a musieli robić to, co wymyślił tata, no prawdziwy skandal. Kiedyś, gdy byłam trochę starszym dzieckiem zapytałam rodziców czemu się na to godzą, zaproponowałam im jedyne słuszne rozwiązanie: skoro krewni i tak są niezadowoleni, to może wystarczy od początku nie zgodzić się na ich pobyt, wymyślając jakąś sensowną wymówkę. Patrzyli na mnie jak na wariatkę, ale w końcu zaczęli stosować tę taktykę i mamy spokój. Z rodziną widzimy się tylko poza naszym domem.