Cztery lata temu wydarzyła się tragedia. Mój ojciec zmarł. Mama została sama w dużym domu. W tym czasie moja córka była jeszcze mała. Postanowiłam zaprosić mamę do nas na dwa-trzy tygodnie, żeby ją trochę oderwać od smutku i żeby mi pomogła z dzieckiem. Bez jej pomocy nie poradziłabym sobie sama.
Mieszkanie należało do mojego męża. Mieliśmy mieszkać we czwórkę w jednopokojowym mieszkaniu. Mąż się zgodził. To było nasze pierwsze dziecko, dlatego mąż rozumiał, że mama naprawdę może nam pomóc, bo wie jak obchodzić się z dziećmi. Mama się przeprowadziła.
Faktycznie, bardzo nam pomogła: gotowała, sprzątała, spacerowała z dzieckiem, czasem wstawała w nocy, żebyśmy mogli wypocząć z mężem. Minął tydzień, miesiąc, Sylwester, wiosna, lato. Trzy tygodnie rozciągnęły się na trzy lata. Zaproponowałam mamie, żeby wróciła do swojego domu, ale ten pomysł przerażał ją.
– Nie będę w stanie tam mieszkać całkowicie sama. Umieram z samotności – twierdziła.
Rozumiałam jej myśl, ale jednocześnie zdawałam sobie sprawę, że jest nam trudno mieszkać z nią razem. Mąż przez długi czas nic nie mówił, ani razu nie dał mamie do zrozumienia, że przeszkadza nam.
Ostatnie pół roku jednak coraz wyraźniej dawał znać, że męczy go obecność teściowej i ostatecznie powiedział mi prosto, że ta sytuacja mu się nie podoba. Trzeba szybko to rozwiązać.
– Rozumiesz, że mieszkać z teściową w jednopokojowym mieszkaniu na stałe jest nienormalne? Kiedy ona już wyjedzie do domu?
– Ona nie chce tam mieszkać sama. Może zaproponować jej sprzedaż jej domu i zakup mieszkania w pobliżu?
– Zdurniałaś? To się nie uda. W żadnym wypadku nie dopuszczę do tego. Od śmierci twojego ojca minęły już trzy lata. Nie możemy być zawsze przy niej. Musi nauczyć się samodzielnie żyć. Może przychodzić w odwiedziny kilka razy w miesiącu, ale nie więcej.
Nie wiem, jak znaleźć rozwiązanie tego problemu.