Mam 27 lat, mój mąż ma 31 lat. Jesteśmy małżeństwem od 10 lat. Kilka lat temu postanowiliśmy postarać się o dzieci, ale nie udało nam się naturalnie. Przeszłam badania i okazało się, że jestem bezpłodna. Byłam przerażona myślą, że mój mąż – Adam, będzie chciał się ze mną rozstać. Po co mu żona, z którą nie można mieć własnego dziecka?
Żyliśmy zdystansowani do siebie, już nie rozmawialiśmy o naszym związku. Byłam w szoku po usłyszeniu tej wieści o mojej bezpłodności. Kiedy znowu pogrążyłam się w czarnych myślach, Adam delikatnie wziął mnie za rękę, posadził obok siebie na kanapie i powiedział:
– Co się z nami dzieje?
Zdezorientowana, wzruszyłam ramionami. Nie chciało mi się mówić, wszystko było jasne.
Mijały tygodnie, miesiące, a my zaczęliśmy stopniowo zbliżać się do siebie. Niespodziewanie podczas kolacji Adam zaproponował mi, żebyśmy wzięli dziecko z domu dziecka. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć, bo to przecież obce dziecko. Miałam myśli, jak można pokochać cudze dziecko? Ale ostatecznie się zgodziłam. Adam nalegał, obiecał, że wszystko się ułoży.
Pojechaliśmy do domu dziecka, pokazano nam dokumenty, które musieliśmy przygotować, i w ciągu dwóch tygodni wszystko było gotowe. Pokazano nam kilka dzieci, poczułam się nieswojo, dzieci były przedstawiane jakby były jakimiś towarami. Doprowadzono nas do pokoju z dziećmi, a moje oczy natychmiast padły na smutnego chłopca około pięcioletniego. Stał przy oknie, trzymając w rękach brudną i poniszczoną zabawkę.
Podeszłam do niego i zapytałam, dlaczego jest smutny.
– Bo jestem niepotrzebny swojej mamie – odpowiedział chłopiec ze łzami w oczach.
Przeszedł mnie lekki dreszcz. Oczy zapełniły mi się łzami. Powiedziałam mu, że mogę być jego mamą, jeśli zechce.
– Ale mam już mamę – odpowiedział.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć, bo to była prawda. Całą noc nie spałam i myślałam o tym chłopcu.
Następnego dnia obudziłam Adama i powiedziałam, że musimy go natychmiast zabrać. Chciałam mu dać całą miłość, którą nie otrzymał od swojej matki.
Tak zaczęła się nasza historia z Michałkiem. Byliśmy dla niego rodzicami, tak jakby był naszym rodzonym dzieckiem. Przygotowaliśmy go do szkoły, rozmawialiśmy z nauczycielami, to była niełatwa droga.
Dziś, po 3 latach, jesteśmy szczęśliwą rodziną. Mały jest naszym prawdziwym synem. Dajemy mu wszystko, czego potrzebuje. Wiemy, że miłość nie zna granic.