Nie mam sobie nic do zarzucenia, zawsze starałam się dbać o dom i o to, aby mąż czuł się dobrze po ciężkim dniu pracy. Na co dzień zajmuję się naszym małym dzieckiem, jestem na urlopie macierzyńskim, ale już od pierwszych dni zaczęłam zauważać, że Piotr nie wykazuje żadnej inicjatywy w pomaganiu mi w domu. Jego zwyczajne zachowanie po powrocie do domu to jedzenie, zabawa z dzieckiem przez chwilę, a następnie kładzie się na kanapie z laptopem i słuchawkami.
Znosiłam to, ale później pomyślałam – czemu tylko ja mam odpowiadać za porządek w domu? Przy małym dziecku nie tak łatwo, kiedy wszystko jest na głowie matki. Na początek zostawiłam brudne naczynia w zlewie, które zauważyła właśnie teściowa. Kiedy chciała je umyć, powiedziałam jej stanowczo, żeby tego nie robiła – to zadanie dla Piotra. Była zdziwiona i próbowała mnie przekonać, że skoro jestem na urlopie macierzyńskim, to ja powinnam się tym zająć. Nie lubię się kłócić, ale wtedy stanowczo powiedziałam jej, że urlop jest po to, aby opiekować się dzieckiem, a nie załatwiać wszystko za męża.
– Ale to Ty powinnaś sprzątać, Twój mąż ciężko pracuje – teściowa zaczęła się śmiać.
– To nie znaczy, że nie mogę prosić o pomoc. Też się napracuję z dzieckiem – odpowiedziałam.
– Taka jest Twoja rola – upierała się teściowa.
– Czasy się zmieniają, dzielenie obowiązków domowych to też sposób na wspieranie się w rodzinie – próbowałam jej tłumaczyć.
I tak właśnie wyglądała nasza rozmowa. Zależy mi, by w oczach teściowej być dobrą żoną i matką. Liczyłam na to, że zrozumie moje potrzeby i nie będzie mi w nich przeszkadzać. Ale nie… Podwinęła rękawy i zaczęła sama sprzątać, bo przecież jej syn nie może robić rzeczy, które przeznaczone są dla kobiet. A mnie w ogóle nie o to chodziło, chciałam nauczyć męża, by też zaangażował się w nasze rodzinne życie, a nie o to, by teściowa zamiast usiąść przy kawie, spędzała czas w kuchni przy zlewie.