Tak się złożyło, że moi rodzice mieszkają daleko, w innym mieście. Rzadko przyjeżdżają w odwiedziny, więc z sześciomiesięcznym dzieckiem muszę radzić sobie sama. Mama mojego męża mieszka dwa przystanki autobusowe dalej od naszego domu, ale w ogóle mi nie pomaga. Wszystkie sąsiadki z naszego domu uważają moją teściową za ideał prawdziwej babci.
Niedawno przeszła na emeryturę i nudzi się w domu. Zaczęła więc często nas odwiedzać pod pretekstem, że może zająć się dzieckiem i mi pomóc. Na początku ucieszyłam się z tego pomysłu. W końcu dziecko jest niespokojne, ja nie wysypiam się w nocy, bo mały ząbkuje, więc muszę go ciągle uspokajać. W domu mam ciągle wiele rzeczy do zrobienia, muszę robić wszystko. sama
Wydaje się, ze jak są w domu dwie kobiety, to wszystko jest łatwiejsze. Ale moja teściowa tylko stwarza pozory pomocy. Potrafi wziąć wnuka i wyjść na przejażdżkę wózkiem po wsi, żeby pochwalić się wnukiem przed sąsiadami. W tym samym czasie ja stoję przy kuchence gotując wyszukany obiad, bo mamy w domu gościa i trzeba ją czymś poczęstować. Muszę zmienić pieluchę, albo bluzka jest poplamiona, muszę ją namoczyć. Albo babcia bawiła się z wnukiem i rozsypała klocki na podłogę i muszę to posprzątać. Moja teściowa po prostu bawi się z wnukiem. A jak tylko dziecko zaczyna płakać, oddaje go mnie i wychodzi.
I tak jest za każdym razem. Zanim przyjdzie, muszę posprzątać mieszkanie i ugotować dla niej coś smacznego. Przez tą wieczną gościnę jestem bardzo zmęczona.
A w ogóle zauważyłam, że gdy zostaję w domu sama z dzieckiem, to mój syn mniej płacze i staje się bardziej posłuszny. Tak więc wizyty teściowej zamieniają się dla mnie tylko w więcej pracy. Ale nie mogłam tak długo, więc powiedziałam mężowi, że teraz to on jest odpowiedzialny za sprzątanie domu. On pracuje cały dzień i wraca zmęczony, ale ja też kręcę się jak szalona i też potrzebuję porządnego odpoczynku.