Do pewnego momentu miałam spory problem z teściową. To nawet nie było tak, że jej nie lubiłam, po prostu irytowała mnie swoją upartością i krytykowaniem mnie. Za każdym razem, kiedy przychodziła w odwiedziny, po kryjomu dawała moim dzieciom słodycze i słone przekąski, oczywiście te najgorszej jakości, z ogromną ilością cukru, tłuszczu palmowego i ostrych przypraw. Nieważne ile razy zwracałam jej uwagę, że dzieci nie powinny jeść takich rzeczy, ona i tak kupowała im to, co uznała za stosowne. A dzieci, jak to dzieci, nieważne, że niezdrowe, ważne, że przekąski.
Jak zawsze po obdarowaniu wnuków, teściowa szła do kuchni i prosiła mnie o kawę. U mnie w domu w każdy weekend jest jakieś ciasto na okoliczność gości, więc miałam nadzieję, że w końcu trafiłam w gust mamusi i tym razem skusi się choć na kawałek. Zrobiłam pyszny jabłecznik na domowych powidłach jabłkowych, bez dodatku cukru, tyle co zdążyłam wyciągnąć z piekarnika i pachniało w całym domu. Ciasto musiało ostygnąć, podobnie jak świeżo zaparzona kawa, więc dla zabicia czasu teściowa spytała co to za smakołyki upiekłam, bo czuła piękny zapach. Gdy zdradziłam jej szczegóły, spojrzała na wypiek z obrzydzeniem i powiedziała, że nie będzie tego jadła… Wiem doskonale, że nigdy nie marzyła o takiej synowej, ale z grzeczności mogłaby spróbować.
Nie jestem spełnieniem jej snów o synowej, pochodzę z biednej rodziny, a kiedy poznałam Pawła, jego matka miała na oku inną wybrankę dla syna. Była młoda, piękna, pochodziła z bogatego domu i miała już własne mieszkanie. Jednak Paweł nie był nią zainteresowany i od tamtej pory teściowa krytykuje wszystko, co robię, szczególnie jedzenie. Według niej słodycze, które kupuje wnukom są mniej szkodliwe niż ciasta, które piekę, a przekąski wciska dzieciom zamiast obiadu. Rozumiem, że można mieć inny smak, ale ona nigdy nawet nic nie spróbowała. Mój mąż powiedział mi kiedyś, że gotuję lepiej niż jego mama, ale zabronił mi o tym komukolwiek mówić.
Oprócz gotowania moja teściowa krytykuje również moją figurę, według niej to wina mojego gotowania, a ja po prostu mam problem z hormonami. Nie gotuję ani tłusto ani słodko. Przy naszej ostatniej sprzeczce odnośnie gotowania dowiedziałam się, że w mojej rodzinie nie ma kultury jedzenia, teściowa próbowała mi wmówić, że zmuszam dzieci do przejadania się… W tym momencie do kuchni wszedł mój mąż, obrócił się na pięcie i poszedł do pokoju dzieci. Zabrał im cała reklamówkę chipsów i batonów i położył na stole przed matką. Powiedział, że to ona powoduje tycie u wnuków i stanowczo zabronił jej przynosić tego typu przekąski. Zaproponował, by w zamian owoce, a potem dosadnie zaznaczył, że to ja jestem matką dzieci i ja mam prawo decydować co mogą jeść. Na koniec dodał, że jeśli teściowa chce zobaczyć swoje wnuki, to powinna słuchać w tym temacie tylko mnie.