– Lepiej pozwolić jej wyjść za mąż jeszcze raz niż wcale! – mówiła piętnaście lat temu matka Sylwii, Maria, pilnie przygotowując się do ślubu córki. Pan młody, szczerze mówiąc, wcale się jej nie podobał: był typem, który lubił wychodzić z domu i pić. „Zdecydowanie nie do życia w rodzinie!”, szeptały między sobą przyjaciółki Sylwii. Większość jej dawnych kolegów z klasy miała już rodziny i dzieci. Bycie kobietą samotną było dla niej niewygodne. Jednak Sylwia nie wychodziła za mąż z wielkim entuzjazmem. Nie była pewna swojego wyboru, czy Patryk jest dla niej odpowiedni. Słyszała, co mówią o jej przyszłym mężu i zaczynała mieć wątpliwości.
– Może nie powinniśmy? – zapytała z wahaniem matkę. – Albo przynajmniej odłożyć to na później? Poczekać?
– Jaki sens jest odkładać, córko? – powiedziała jej matka, nie chcąc później być odpowiedzialna za odwołanie ślubu – Na co jeszcze chcesz czekać? Kupiliśmy sukienkę! Wszystko gotowe, ludzie zostali zaproszeni, babcia kupiła już bilety na pociąg – co teraz, mamy wszystko odkręcić czy co? Już za późno, żeby wszystko odwołać, daj spokój, wszystko jest gotowe! Nie martw się, to tylko trema panny młodej przed ślubem. Najwyżej się rozwiedziesz, nie martw się. To nie jest epoka kamienia łupanego! Przynajmniej nie powiedzą, że żadnych ślubów nie ma.
Maria szczerze życzyła córce szczęścia. Nie była pewna, czy jej przyszły zięć jest odpowiednim człowiekiem, ale już kilka razy widziała, jak po ślubie okazywało się, że mężczyzna zmienia się na lepsze. Na księcia na białym koniu można czekać całe życie i nigdy się nie doczekać, więc lepiej nie tracić czasu.
– Małżeństwo to loteria – mówiła Maria – nigdy nie wiadomo, co się wydarzy…
‘Doświadczone’ koleżanki tylko wzdychały: ‘To dziwne małżeństwo. Z miłości – nie! Przez ucieczkę – też nie wygląda. Przez kalkulację – to nawet śmieszne… Jaka kalkulacja! Facet jest biedny, jak mysz kościelna. Nie ma dosłownie nic! No, dobra, jej życie. Dobrze jednak, że w każdej chwili może się rozwieść…
Od ślubu Sylwii minęło kilka lat.
Jest mężatką, wciąż w tym samym związku, i żyje wspaniale. Mają dwie córki, mądre i piękne. Jej mąż jest biznesmenem, który nie bierze do ust ani kropli alkoholu, odnosi sukcesy i jest bardzo zamożny. Według znajomych Sylwia i jej mąż żyją, jak idealna rodzina, i każdy powinien tak mieć. „Istnieją idealne rodziny!” mówili z westchnieniem, „Jej mąż jest po prostu wspaniały. Ona ma takie szczęście! A gdzie ona znalazła taki diament?”
Sylwia i jej mąż przenieśli się z małego miasteczka do sąsiedniego miasta, a Marina, która bardzo kochała swoje wnuki, również została tam przeniesiona i teściowa Sylwii również mieszka blisko. Wszyscy w nowym miejscu mają przestronne mieszkania, wiejski domek, a Sylwia jeździ nowiutkim samochodem. Najmłodsza córka ma nianię, najstarsza chodzi na wiele dodatkowych zajęć, a domem zajmuje się gosposia i ogrodnik.
Sylwia nie pracuje, kilka razy w tygodniu jest wolontariuszką w organizacji charytatywnej – dla duszy, jak mówi, i żeby nie nudzić się w domu. Ufa mężowi całkowicie, a on ufa jej również, dając jej tyle pieniędzy, ile ona potrzebuje – na gospodarstwo domowe, na dzieci, tak po prostu. Dwa, trzy razy w roku rodzina wyjeżdża na wycieczki zagraniczne. Zwiedzili całkiem sporo krajów, a nawet Marina była zabierana, choć jak sama przyznaje „nie przepada za podróżami, ze względów zdrowotnych…”.
Małżeństwo to loteria i wszystko zależy od szczęścia, i prawie niemożliwe jest przewidzenie z góry, jak potoczy się życie z tą osobą. Przecież ludzie czasem zdają się pasować do siebie idealnie, wszystko zaplanować, a potem za kilka lat się rozwodzą. A czasem takie „dziwne” małżeństwa żyją dalej mimo wszystko i mają się wspaniale.