Dzisiaj chciałabym opowiedzieć Wam historię mojej siostry. Marta pracowała w ośrodku pomocy społecznej i niejednokrotnie słyszałam od niej, jak to ludzie traktują adoptowane dzieci jak zabawki, oddając je z byle powodu z powrotem do domu dziecka. Wychowują je przez miesiąc, rok czy kilkanaście lat a później z jakiegoś powodu zwracają, jak zepsutą rzecz. Tak się w jej życiu ułożyło, że sama stała się takim człowiekiem.
Marta i Bartek bardzo chcieli mieć dziecko. Byli małżeństwem od dwunastu lat, jednak ich starania o dziecko były bezowocne. Myśleli nad in vitro ale dowiedzieli się od znajomego lekarza, że takie dzieci często rodzą się chore. Postanowili więc adoptować jakieś osierocone dziecko. Trochę trwało załatwianie wszystkich formalności, na szczęście ich wysiłki zakończyły się powodzeniem i w domu zawitała dziewięciomiesięczna dziewczynka o imieniu Kasia.
Kasia była dzieckiem, którego mama zginęła w wypadku a ojciec był nieznany. Od początku nic nie szło tak jak trzeba. Dziewczynka wolno się rozwijała, zaczęła chodzić dopiero, jak skończyła półtora roku, trzeba było jej poświęcać dużo czasu, bo zachowywała się jak dzikus. Znajomi zaczęli się od nich dystansować. Kasia okazywała swoją miłość i przywiązanie jedynie naszej mamie czyli swojej babci, która była osobą leżącą. Bawiła się przy jej łóżku, podśpiewywała i gadała po swojemu do babci. Pierwsze jej słowo brzmiało “baba”.
Dziewczynka rosła ale nadal była trudnym dzieckiem. Marudziła, wpadała w histerię i głośno wyrażała swoje niezadowolenie. Ciągle była na “nie”. Siostra martwiła się o to, jak Kasia będzie się zachowywała w szkole, niedługo bowiem miała iść do pierwszej klasy. Były właśnie w sklepie, gdzie wybierały sukienkę na rozpoczęcie roku, kiedy Marcie zrobiło się nagle niedobrze. Myślała, że to z nerwów albo z duchoty, jaka panowała w sklepie.
Bardzo dużo bezdzietnych par, które rezygnują ze starań i podejmują się adopcji, po paru latach nieoczekiwanie zaznają cudu narodzin własnego dziecka. To samo spotkało moją siostrę i jej męża. Źle się czuła, bo była w ciąży. Kiedy jej brzuszek zaczął robić się widoczny, postanowili z mężem powiedzieć Kasi, że niedługo będzie miała siostrę lub brata. Dziewczynka nie przyjęła tego dobrze. Rozpłakała się i zaczęła krzyczeć: “Nienawidzę was! Chcecie mnie zamienić na inne dziecko!”. Przeprowadzili z nią mnóstwo rozmów i wydawało się, że dziecko wreszcie przestało się bać niewidocznego jeszcze rywala.
Horror zaczął się, kiedy na świat przyszła Magda. Początkowo moja siostra nie łączyła “wypadków” z osobą Kasi. Nie przyszło jej do głowy, że ośmioletnia dziewczynka może być zdolna do celowego działania na niekorzyść swojej małej siostrzyczki. Wylana na dziecko herbata, na szczęście nie gorąca. Osunięcie wózka ze schodów. Dosypana mąka do mleka. Kiedy zostawiła wózek z dzieckiem w windzie, Bartek się bardzo zdenerwował. Zabronił jej się zbliżać do Magdy i umówił ją na wizytę u psychologa.
Po rozmowach z psychologiem dziecięcym wyglądało na to, że wszystko wróciło do normy. Mijał czas, Kasia coraz częściej bawiła się z Magdą i nie dochodziło już do żadnych incydentów. A później Marta dowiedziała się, że znów jest w ciąży. Postanowili od razu poinformować o tym dziewczynki, żeby nie powtórzyła się wcześniejsza sytuacja.
Kiedy Kasia dowiedziała się o ciąży, nie wróciła na noc do domu. Rano pokazała się śmierdząca tytoniem i alkoholem. Marta strasznie się wkurzyła. Gdy zaczęła ostro ją upominać, Kasia uderzyła ją w brzuch. Wyszło także na jaw, że dziewczyna ukradła rentę babci. Babcia wstawiła się za Kasią, jednak kiedy okazało się, że zginęła także jej biżuteria, Marta straciła do dziewczyny cierpliwość.
Czara goryczy przelała się, kiedy Marta wracając z pracy zobaczyła karetkę pod domem. Okazało się, że Kasia specjalnie podała babci niewłaściwe lekarstwa a sama poszła po tym na plażę. młodsza córka zauważyła, że z babcią coś się dzieje i wezwała pogotowie. Do Marty dotarło wtedy, że nie poradzi sobie z dalszym wychowywaniem Kasi.
Miała problemy w szkole, nauczyciele narzekali na jej zachowanie. Mój szwagier regularnie ratował ją z opresji, kiedy coś narozrabiała. Moja siostra miała nieraz ochotę porządnie sprać jej tyłek, jednak nigdy tego nie zrobiła.
Ciąża Marty dobiegła końca. Spodziewała się bliźniaków, niestety jedno z dzieci urodziło się martwe. Marta podejrzewała, że był to skutek ciosu, jaki kiedyś zadała jej Kasia. Młoda dziewczyna czuła się winna, dlatego starała się pomagać matce przy młodszym bracie. Spokój trwał cztery miesiące.
Na samą myśl o tym co mogło się stać, włos jeży mi się na głowie. Nie chciałabym za nic być na miejscu mojej siostry. Znam tą historię tylko ze słyszenia a i tak za każdym razem jak o tym myślę, przechodzą mnie ciarki.
To był bardzo gorący, letni dzień. Zmęczona domowymi obowiązkami Marta postanowiła wyjść na chwilę na balkon, żeby się przewietrzyć. Kiedy weszła do pokoju, stanęła jak wryta. Na balkonie stała Kasia i trzymała swojego małego braciszka na rękach. Tylko, że jej ręce były wystawione za barierkę! Marta nawet nie pamięta w jaki sposób udało jej się uratować synka. Jej mąż, powiadomiony telefonicznie o zdarzeniu, wezwał lekarza i policję. Mały Kamil całe zajście przespał. Był wręcz podejrzanie śpiący już od kilku dni. Okazało się, że Kasia podawała mu tabletki nasenne.
Dziewczyna przyznała się, że to nie była pierwsza próba pozbycia się brata. Próbowała go nawet utopić!
Uważam, że Marta i Bartek naprawdę wytrzymali bardzo długo. Dawali szansę temu dziecku przez wiele, wiele lat.
Niestety, Kasia nie potrafiła docenić tego, że ma normalną rodzinę. Zżerała ją zazdrość, chciała mieć rodziców tylko dla siebie. Dalsze zatrzymanie jej w domu było niebezpieczne dla dwójki pozostałych dzieci. Z bólem serca Marta oddała ją do domu dziecka. Początkowo ją odwiedzała, jednak za każdym razem rozdzierało jej się serce i zaprzestała w końcu odwiedzin.
Dwanaście lat później Marta otrzymała list. Było w nim napisane, że muszą z mężem przyjechać do Krakowa, bo tam, w domu zastępczym, przebywa ich wnuczka, córka Kasi. Kasia wraz z koleżanką zginęła w wypadku. Nie uwolnili się więc do końca od Kasi. Postanowili zabrać chłopca i wychować tak, jakby był ich prawdziwym wnukiem. Mieli tylko nadzieję, że nie wrodził się w matkę.
A Wy, co byście zrobili na miejscu mojej siostry? Uważacie, że postąpiła słusznie oddając Kasię z powrotem?