Pierwszego dnia, kiedy poznałam moją teściową, prawie pękłam ze śmiechu. Oto historia, jak poznałam panią Agnieszkę.
Z moim chłopakiem spotykaliśmy się ponad dziesięć miesięcy, zaczęły się już nawet rozmowy o ślubie. Mimo, że nasze zamiary były bardzo poważne, nie poznaliśmy jeszcze swoich rodziców. Z racji, że moi rodzice mieszkają za granicą, trochę trudno było zorganizować spotkanie z nimi. Dojazd w jedną stronę zająłby co najmniej dobę. Postanowiliśmy więc zacząć od spotkania z mamą Grzegorza.
Rodzice Grześka rozwiedli się, gdy był jeszcze mały, a on został z mamą, wiec był bardzo z nią zżyty, a z ojcem prawie nie utrzymywał kontaktu. Swoją drogą, jego mama już od dawna mówiła, że chce poznać jego dziewczynę, ale wszyscy odkładaliśmy ten ważny moment na później. W końcu zdecydowaliśmy z Grzegorzem, że to najwyższy czas na poznanie się z jego mamą i poszłyśmy do niej na kawę.
Moja przyszła teściowa przywitała mnie bardzo serdecznie, przytuliła i powiedziała, że w końcu doczekała się spotkania ze mną. Dodała też, że na żywo jestem jeszcze ładniejsza niż na zdjęciach. Ogólnie rzecz biorąc, od razu poczułam się spokojna i zrelaksowana. Rozmowa z nią przebiegała bardzo miło.
Mieszkanie mamy Grześka było przytulne, a jednocześnie nowoczesne, bo Grzegorz pomagał jej przy remoncie. Mieszkają osobno, ale on często ją odwiedza i pomaga jej we wszystkim. Rozmawialiśmy o moim życiu, skąd pochodzę i czym się zajmuję. Moja przyszła teściowa była bardzo uważnym słuchaczem. Widać było, że bardzo zależy jej na tym, żeby mnie jak najlepiej poznać. Potem zaparzyła kawę i podała suche ciastka. Suche ciastka i nic więcej… Moja babcia zawsze mnie takimi częstowała.
Bardzo lubię te ciastka, ale wiedziała, że przyjdziemy, więc mogła się lepiej przygotować i zaserwować na przykład jakiś deser. Ta myśl sprawiła, że poczułem się trochę nieswojo. Muszę jednak przyznać, że my też słabo się postaraliśmy, bo mogliśmy przynieść jakieś ciasto. Zamiast tego przynieśliśmy tylko bukiet kwiatów. Mama Grześka, chyba wyczuła nasze zmieszanie, gdyż powiedziała nagle cała czerwona na twarzy: „Przepraszam, kupiłam słodycze do kawy, ale były tak pyszne, że sama je zjadłam”. Cała nasza trójka wybuchła śmiechem. Przez łzy Grzegorz zaczął mi opowiadać, że jego mama ma niekontrolowane napady wilczego głodu.
Potem Grzesiek poszedł do pobliskiej cukierni i przyniósł pyszne pączki i eklery, a wieczór upłynął na przyjemnej pogawędce z dużą ilością śmiechu. Mama Grześka opowiedziała nam, że bardzo się martwiła, że musi kupić łakocie, ponieważ postanowiła przejść na dietę i całkowicie zrezygnowała ze słodyczy. Z okazji naszego przyjścia kupiła okazały tort, żeby nas godnie ugościć, jednak gdy tylko zobaczyła tyle pyszności, nie była w stanie się im oprzeć. Na początku skosztowała tylko troszkę kremu z wierzchu, ale później było już tylko gorzej i nie mogła już zrezygnować ze zjedzenia całego tortu. Było widać, że jest jej bardzo głupio, jednak tłumaczyła, że był to już piąty dzień jej diety bez słodyczy i silna wola legła w gruzach, bo pokusa była zbyt wielka. Dodatkowo stres zrobił swoje, bo martwiła się, jak wypadnie przed przyszłą synową.