Wczoraj byłam na urodzinach mojej przyjaciółki Gabrysi. Na uroczystości było wielu gości: krewni, przyjaciele, koledzy z pracy, sąsiedzi. Świętowaliśmy na wsi na świeżym powietrzu w wynajętym namiocie. Dzięki staraniom jubilatki, przyjęcie okazało się sukcesem.
Stół zastawiony był pysznym jedzeniem. Było dużo smakowitości: faszerowane ryby, i wędliny, i sery, i galaretki, i sałatki, i zimne przekąski – na pewno nikt nie wrócił do domu głodny. Było także kilka ciast i innych słodkości. Gabi sama wszystko przygotowała. Wszyscy goście świetnie się bawili.
Koło północy, jedna kobieta powiedziała solenizantce, że już czas na nią. Gabi chciała odprowadzić ją do samochodu, ale stwierdziła, że jej taksówka jeszcze nie przyjechała. Gdy się pożegnały, kobieta wyjęła z torby pojemnik na lunch i zaczęła wkładać tam jedzenie. Ser, kiełbasa, ryba, ciastka… Wszystko do jednego pojemnika!
Widząc moje zdziwienie, powiedziała:
– Biorę to dla dzieci, coś nie tak?
Córka jubilatki podeszła do niej i wzięła ją na bok. – Ludzie wciąż świętują, nie rób tego. Ponadto niektórzy zostają na noc, trzeba zostawić coś na śniadanie.
Oczywiście nie zabrała jej pudełka. Kobiecie nawet głupio się nie zrobiło. Wyszła z obrażoną miną trzymając w ręku swój pojemnik.
Jubilatka wszystko widziała. Powiedziała, że to jej nowa pracownica. Zapraszała wszystkich z biura więc ją także. Pracuje tam od dwóch tygodni, nie znała jej, nie wiedziała, że jest do czegoś takiego zdolna.
Czy spotkaliście się kiedyś z podobnymi przypadkami? Czy Twoi goście zabierają jedzenie ze stołu, aby zabrać je do domu?