Jestem człowiekiem wierzącym i całe życie byłem skromny. Z kolei moja żona goniła za dobrami doczesnymi i jej jedynym celem było zarabianie pieniędzy. Kiedy ciężko zachorowała, żałowałem, że te pieniądze nie są w stanie przywrócić jej zdrowia ani przedłużyć życia. Tuż przed śmiercią kazała mi przysiąc, że wszystkie jej pieniądze pochowam razem z nią w grobie. Nie chciałem się na to zgodzić, myślałem o naszych dzieciach, którym należy się zachowek. Jednak żona tak długo mnie prosiła, że w końcu się zgodziłem. Zmarła następnego dnia, więc nie zdążyłem odwołać danego słowa.
Kiedy w sali pożegnań zamykano wieko trumny mojej żony, włożyłem do środka pudełko, by spełnić jej ostatnie życzenie. Miałem nadzieję, że nikt tego nie zauważył, ale sytuacja nie umknęła siostrze mojej zmarłej żony. Po ceremonii pogrzebowej podeszła do mnie i zapytała:
– Chyba nie włożyłeś do trumny wszystkich pieniędzy twojej żony? Jej życzenie to było szaleństwo!
– Jestem słownym człowiekiem, nie mogłem złamać obietnicy. Przysięgałem, że pochowam wraz z nią oszczędności jej życia. – Odpowiedziałem ze spokojem.
– Mam rozumieć, że w trumnie jest wszystko, co gromadziła latami? – dopytywała z niedowierzaniem moja szwagierka.
– Oczywiście. Wyjąłem całą sumę z sejfu, wpłaciłem na konto i przelałem na konto dzieci równe kwoty. Każde z dzieci wystawiło czek na równowartość tych kwot i wrzuciłem je do trumny.
Szwagierka zaśmiała się serdecznie i uścisnęła mnie. Pomysł z czekami podsunęły mi dzieci, a dzięki temu mogłem zapewnić im dobre życie i jednocześnie spełnić ostatnie życzenie żony.