Miałem 27 lat, spacerowałem wtedy z żoną i małą córeczką po parku. Rozmawialiśmy sobie spokojnie spacerując, aż nagle usłyszeliśmy kobiecy krzyk. Bez zastanowienia pobiegłem więc w tę stronę, a żona z córeczką za mną. Obok ścieżki stała wciśnięta między drzewa dziewczyna, a obok stało dwóch mężczyzn – jeden wyrywał dziewczynie torbę, a drugi trzymał ją za gardło i rękami sięgał pod sukienkę. Natychmiast uderzyłem tego, który trzymał dziewczynę, a ten sapnął i osunął się na ziemię. Drugi zaskoczony przebiegiem sytuacji wypuścił z rąk torbę i natychmiast zaczął się stawiać, ale uderzyłem go, upadł, i w międzyczasie podbiegłem jeszcze do pierwszego, aby jeszcze mu dokopać, ponieważ nagle zaczął wstawać. Ogólnie rzecz biorąc, po chwili obaj mężczyźni leżeli na trawie i jak widać, nie mieli już ochoty walczyć. Ten drugi jeszcze na chwilę się ocknął i powiedział:
– Dość, człowieku, dość!
A potem wziął swojego towarzysza za rękę i odciągnął go dalej.
Podbiegliśmy z żoną do dziewczyny i zaczęliśmy ją uspokajać. Zauważyłem, że jest w ciąży, miała już spory brzuch. Ogólnie posadziliśmy ją na ławce, daliśmy wodę, a potem przywieźliśmy do jej domu.
Bardzo nam dziękowała za pomoc. Jakiś tydzień później spotkaliśmy ją w tym samym parku. Jej mąż podszedł, uścisnął mi dłoń i serdecznie podziękował za uratowanie żony, a potem zaprosił do siebie na kawę. Na koniec dodał:
– Jeśli będziecie czegoś potrzebować, to dzwońcie.
Podał numer telefonu. Nie skorzystaliśmy z ich oferty, ponieważ wkrótce przenieśliśmy się do innej dzielnicy i jakoś byliśmy bardzo zakręceni i zabiegani, więc praktycznie zapomnieliśmy o całej sytuacji. Od tego czasu minęły 23 lata, nasza córka dorastała i zaczęła spotykać się z pewnym chłopakiem – dobrze wychowanym, ułożonym i przystojnym. Bardzo go polubiliśmy i często w żartach dręczyliśmy córkę pytając, kiedy poznamy jego rodziców – nadszedł czas na ślub, takiego chłopaka nie można stracić. Potem zdarzyło się nieszczęście – moja żona zachorowała na serce, została zabrana do szpitala. Zdiagnozowano u niej przewlekłą niewydolność serca i wymagała przeszczepu serca oraz znaczną kwotę pieniędzy na leki oraz inne zabiegi. To, co mieliśmy na tamten moment odłożone nie wystarczyło, więc zaczęli pomagać nam krewni. Potem nasza córka opowiedziała swojemu chłopakowi o tym, jakie nieszczęście nas spotkało. On miał bogatych rodziców, którzy zaoferowali pomoc. Wtedy sobie pomyślałem:
„Co za okropna okazja, by się spotkać”. Rodzice chłopaka przyszli do szpitala do mojej żony, aby ją odwiedzić i z nim porozmawiać. Szczerze mówiąc ja nie od razu ich rozpoznałem, ale oni mnie natychmiast, mimo że minęło tyle lat. Gdy tylko weszli na oddział, zatrzymali się i spojrzeli na siebie. Kobieta się rozpłakała, a on podszedł, uścisnął moją dłoń i powiedział:
– Damy tyle pieniędzy, ile będzie trzeba.
Tak, to była ta sama uratowana przez nas dziewczyna oraz jej mąż. Byliśmy w takim szoku, że nie można tego wyrazić słowami. Ludzie pamiętali nas przez tyle lat i nawet nasze dzieci związały ze sobą swoje losy. Niewiarygodne, ale to prawda i cuda zdarzają się w życiu.
Żona przeszła operację i teraz wraca do zdrowia, a w naszej rodzinie wkrótce ślub. My prócz cudownego zięcia zyskaliśmy także wspaniałych przyjaciół.