Mąż akurat miał dyżur w szpitalu, a ja postanowiłam wykorzystać tę sobotę na prace w ogrodzie. Jest wiosna, dużo pracy, więc była to idealna okazja. Niestety, usłyszałam za płotem znajomy głosy i na podwórku pojawiły się trzy osoby: teściowa oraz siostra męża z córką.
– Hej, cześć! Byliśmy w pobliżu na grzybach, a teraz jesteśmy potwornie głodni!
– W kuchni jest wszystko.
Po drodze ta grupka zerwała z grządek koperek, pietruszkę, cebulę i rzodkiewkę. Po 10 minutach weszłam do domu. Teściowa i siostra męża wciągnęły całe jedzenie jak odkurzacz i tylko jej córka żuła pietruszkę i dziwnie patrzyła na talerz, a potem powiedziała:
– a Ty nie masz innych pomysłów na obiad, że to takie mdłe? Czy po prostu robiłaś to w pośpiechu? Źle przyprawione te udka z kurczaka.
– To dla psa było akurat, a w piekarniku jest kaczka z ziemniakami.
Wtedy szwagierka się oburzyła i zaczęła krzyczeć na matkę:
– Mówiłam, że nie przygotowała tego dla nas, ale Ty: „jedz, jedz!”.
Długo się śmiałam. Ale najważniejsze było to, że to będzie dla nich nauczka, bo w przeciwnym razie w każdy weekend zaczęliby wyjadać wszystko, co przygotuję dla mojej rodziny. Goszczenie rodziny jest oczywiście w porządku, ale nie tak często i nie bez zapowiedzi.