W tym roku kończę 50 lat. Mój drugi mąż ma 35 lat. Był młody, dlatego zapewne wziął się za starszą kobietę, będąc jednocześnie żądny miłości. Z moim pierwszym mężem wzięliśmy ślub, gdy on miał 21 lat, a ja miałam 19. Bardzo się kochaliśmy, wszyscy to widzieli i czuli. Minęły lata, miłość odeszła, chociaż teraz myślę bardziej, że to nie była prawdziwa miłość, a zaledwie jakieś zauroczenie. Jeszcze będąc w związku małżeńskim poznałam innego faceta.
Miesiąc później rozstałam się z mężem, z którym spędziłam 30 lat życia. Po rozstaniu od razu wprowadziłam się do nowego faceta. Byliśmy wtedy w związku zaledwie miesiąc. Był jedynym dzieckiem w rodzinie i nie, nie oznacza to, że był jakiś rozpieszczony, a to, że po prostu lubił być w centrum uwagi. Był bardzo mądry i dojrzały jak na swoje młode lata i nie był zainteresowany innymi kobietami, a na pewno nie swoimi rówieśnicami.
Na początku było jak w raju. Robił mi różne prezenty, niespodzianki, zabierał na fajne randki i ogólnie się troszczył. Żadnych kłótni, żadnych pretensji, no po prostu rodzinna sielanka! Czas wszystko jednak zmienił. Wracałam z pracy, a w domu cisza i męża nie było, zaczął znikać na całe dnie, a nawet na całe noce. Trwało to bardzo długo. A dokładniej mieszkaliśmy razem przez rok i ten czas wydawał mi się wiecznością.
Kiedyś w końcu puściły mi nerwy i krzycząc powiedziałam, że jeśli nie zmieni swojego zachowania, to będę musiała go zostawić. Nie zdążyłam jednak, ponieważ to on skończył ze mną ten związek. Nazwał mnie „starą kwoką”,co było obraźliwe, nawiasem mówiąc. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że jestem głupia, bo sama porzuciłam swoje szczęście. Teraz bardzo tęsknię za rodziną, dzwonię do mojego męża i proszę o wybaczenie, ale on nawet nie chce mnie słuchać.