Kiedy mój syn wziął ślub, wraz z rodzicami Panny Młodej postanowiliśmy, że pomożemy im z zakupem mieszkania. Z żoną przez te lata odłożyliśmy trochę pieniędzy, tak samo jak teściowie syna, jednak za tę kwotę można było kupić tylko małe mieszkanie. W zasadzie od razu chcieliśmy dokonać zakupu nieruchomości, ale młoda para powiedziała, że sami sobie poradzą, chcą być niezależni i dlatego samodzielnie kupią sobie mieszkanie.
Jakiś czas później powiedzieli nam, że kupili sobie mieszkanie, ale nie jakieś małe, tylko przestronne, czteropokojowe. Skąd mieli na to pieniądze? Zaciągnęli kredyt hipoteczny w banku. Kto teraz za to zapłaci? Byliśmy pełni wątpliwości i obaw, ale oni powiedzieli, że sami sobie poradzą.
Jakiś czas później doszły do nas słuchy, że chcą kupić samochód. Było im niewygodnie dojeżdżać komunikacją miejską do pracy, a taki samochód to przecież wygoda. Wzięli więc kolejny kredyt, ale tym razem na samochód, jednak nie byle jaki bo sprowadzili go z zagranicy. Mówiliśmy im, że może wystarczyłby im jakiś tańszy, najlepiej używany, ale oni nie chcieli nas słuchać i twierdzili, że sami lepiej wiedzą, co jest dla nich dobre.
Mimo tego, że mieli obecnie same długi, to wymyślili, że w tym momencie życia chcą mieć dziecko. Uważali, że od początku ich pociecha powinna mieć wszystko, co najlepszego, dlatego wzięli kolejny kredyt, tym razem na markowy wózek dla dziecka i ubrania znanych marek dla maluszka, z którego on i tak wyrośnie i to błyskawicznie. Chcieliśmy już im wytłumaczyć, że to bez sensu, jednak wiedzieliśmy, że i tak nas nie posłuchają, dlatego nic im nie móweiliśmy.
Synowa urodziła w prywatnej klinice, a w swoim przestronnym mieszkaniu młodzi urządzili piękny kącik dla dziecka, wszystko oczywiście na kredyt. My ciągle pytaliśmy ich, jak za to zapłacą, ale oni powtarzali, że na pewno dadzą sobie radę.
Niestety, spotkał ich pech – syn stracił pracę i nagle zostali bez pieniedzy. Za co mieli teraz spłacać te wszystkie kredyty? Poprosili nas, abyśmy im pomogli i sprzedali działkę, którą mamy pod Warszawą. Chcąc nie chcąc zrobiliśmy to, bo ich dobro było nas nas najważniejsze. To starczyło tylko na spłacenie części zobowiązań, a w związku z tym, że odsetki rosły, musieli podjąć ciężką decyzję o sprzedaniu swojego mieszkania, a potem samochodu. Teraz mieszkają w domu rodzinnym żony naszego syna, w jednym pokoju. Młodzi teraz tylko lamentują, że zostali z niczym, a ja uważam, że gdyby nas posłuchali, to byłoby inaczej. Teraz będą musieli jeszcze wiele lat spłacać kredyty za to, czego już nie mają.