Dwanaście lat temu mój syn poślubił cudowną kobietę. Od razu przypadła mi do gustu: skromna, spokojna, inteligentna. Rozpierała mnie radość, że moje dziecko znalazło godną siebie połówkę.
Jakiś czas później spotkało mnie następne szczęście – zostałam babcią. A jako, że z powodu marnego zdrowia niedługo miałam przejść na wcześniejszą emeryturę, młodzi zaproponowali mi, bym z nimi zamieszkała. Cieszyłam się, że będę mogła im pomóc i przy okazji będę widziała, jak rozwija się moja wnuczka. Decyzja nie była trudna, zwłaszcza, że moje stosunki z synową były wzorowe.
Tak więc przejęłam domowe obowiązki pozwalając, by zarówno syn, jak i synowa, mogli spełniać się zawodowo. Jedenaście lat prowadziłam im dom w dosłownym tego słowa znaczeniu: gotowałam, prałam, sprzątałam, prasowałam i wychowywałam dwójkę wnucząt, bo w międzyczasie pojawiło się również drugie dziecko. Nigdy nie wtrącałam się w ich życie osobiste i zawsze byłam pod ręką, by ich wspomóc.
Aż pewnego dnia, gdy dzieci były już w miarę duże, usłyszałam informację, że wyjeżdżają z dziećmi na wczasy do Bułgarii. Byłam w lekkim szoku, że nie wzięli pod uwagę także mojej osoby. Tyle lat poświęciłam się ich domowi odmawiając sobie własnego życia a teraz oni wyjeżdżają beze mnie.
Najbardziej zabolała mnie odpowiedź na pytanie, którego nie umiałam nie zadać: dlaczego nie mogę jechać z nimi. Okazało się, że oni muszą ode mnie odpocząć! Przez tyle lat zastępowałam im zarówno nianię, jak i pomoc domową i to oni muszą odpocząć. Sytuacja doprowadziła mnie do łez ale dała również wiele do myślenia.
Moja walizka jest już spakowana.