Często w rodzinach, gdzie jest więcej dzieci, to najmłodsze dostaje od rodziców najwięcej troski, opieki i miłości. Starsze dziecko zwykle uważa się za bardziej samodzielne i odchowane, dlatego nie trzeba sobie nimi aż tak bardzo zawracać głowy. W moim przypadku było jednak zgoła inaczej i mimo, że jestem o pięć lat starszy od mojego brata, to rodzice zawsze i tak bardziej przejmowali się Jarkiem. Ja zawsze byłem dla nich tym drugim.
Najprostszym przykładem niech będzie wesele Jarka. Rodzice oczywiście zapłacili za całe przyjęcie na 250 osób i w dodatku zaprosili gwiazdę telewizji do tego, by zaśpiewała ulubioną piosenkę mojego brata. Aby to wszystko mogło się odbyć, rodzice sprzedali swoje drugie mieszkanie. Kompletnie nie rozumiałem ich decyzji, bo przecież posiadanie nieruchomości jest świetnym przedmiotem inwestycyjnym, a tutaj proszę – rodzice ot tak sprzedali duże mieszkanie w centrum miasta po dziadkach, aby spełnić jego zachciankę. Kiedy chciałem z nimi o tym porozmawiać od razu ucięli temat mówiąc, że niczego nie rozumiem, a to mieszkanie nie jest im potrzebne, Jarkowi także, ponieważ zamieszka u swojej żony. Tak też było.
Jarek mieszkał u swojej żony. Jakiś czas później uordziła im się córeczka i mogłoby się wydawać, że ich życie to sielanka, ale niestety – to pozorne szczęście nie trwało zbyt długo. Po trzech latach małżeństwa Jarek zdecydował o tym, że chce rozwodu. To był czas, kiedy ja akurat się ożeniłem. Z narzeczoną nie zarabialiśmy za dużo, więc zwróciłem się do rodziców o pomoc finansową. Chcieliśmy tylko urządzić obiad w restauracji dla najbliższych, nie planowaliśmy hucznego wesela. Wtedy dowiedziałem się, że nie mam co liczyć na ich pomoc, bo biedny Jarek został wyrzucony przez żonę z mieszkania, a w dodatku żąda dużych alimentów na dziecko! Byłem rozczarowany, ale w sumie nie było to nic nowego, już się przyzwyczaiłem do tego, że dla rodziców jestem tym gorszym dzieckiem. Rezultatem braku pomocy rodziców było to, że nie wyprawiliśmy nawet tego głupiego obiadu. Wzięliśmy ślub w Urzędzie Stanu Cywilnego, a potem wróciliśmy do wynajmowanego pokoju i to wszystko.
W tym czasie rodzice ciągle litowali się nad bratem. Jego była żona wciąż żądzała alimentów, a mój brat niestety nie kwapił się do pracy. Przez to mama dzwoniła do mnie co wieczór by powiedzieć mi, jak mój brat ma źle, a jego była żona jest po prostu paskudną zołzą, która chce zabrać Jarkowi ostatnie pieniądze. Kiedy dzwoniła, ani razu nie zapytała, co u mnie, jak się czuję, czy sobie w ogóle radzę. Nie pytała, bo jej to w ogóle nie obchodziło.
Przez prawie 15 lat razem z mężem oszczędzaliśmy na zakup własnego mieszkania. Cały ten czas mieszkaliśmy w małym, tanim pokoiku na przedmieściach, który wynajmowaliśmy u pewnej staruszki. Na szczęście to była bardzo miła kobieta i nigdy nie robiła nam żadnych problemów. Kiedy mieliśmy już odłożoną znaczną kwotę pieniędzy, kupiliśmy wiejski domek za miastem. Uznaliśmy, że to opłaca sie bardziej niż mieszkanie w mieście. Można samemu uprawiać ogródek, mieć własne warzywa i owoce, a nasze dzieci w przyszłości będą mogły się wybiegać i korzystać ze świeżego powietrza. Zaczęliśmy sobie więc żyć w tym naszym nowym miejscu na ziemi.
Pewnego dnia znowu dostałem telefon od mamy. Wciąż narzekała na to, że Jarek ma takiego pecha w życiu. U niego przez te 15 lat nic się nie zmieniło – próbował pracować, ale z każdej pracy po chwili go wyrzucali, w zasadzie był ciągle na utrzymaniu rodziców. Matka tym razem zaatakowała także i mnie mówiąc, że powinienem pomóc mojemu biednemu bratu, bo to mój obowiązek. Nie zamierzam mu w niczym pomagać, ponieważ w życiu doszedłem do wszystkiego sam, więc Jarek jest winny tylko sobie.