Mój syn już jakiś czas temu ożenił się z Cecylią. Pochodziliśmy z dość małego miasta, w którym nie było żadnych perspektyw dla młodych, dlatego przenieśli sie do najbliższego, większego miasta, czyli do Zielonej Góry. Tam postanowili zostać i kupili mieszkanie na kredyt hipoteczny.
Synowa po urodzeniu wnuka poprosiła mnie o to, abym przyjechała jej pomóc przy dziecku. Czułam się samotnie, a dziewczyna potrzebowała pomocy, więc postanowiłam do nich pojechać. Cecylia nie mogła długo usiedzieć w domu na urlopie, poza tym wciąż mieli kredyt do spłacenia, więc dość wcześnie postanowiła wrócić do pracy.
Wtedy zostałam bezpłatną nianią, dosłownie wychowywałam wnuka. Na początku synowa pracowała zdalnie, a potem zdała sobie sprawę, że radzę sobie ze wszystkim świetnie sama i postanowiła pracować z biura.
Dosłownie padałam z nóg ze zmęczenia. Gotowałam, sprzątałam, opiekowała się Adasiem. Chłopiec był żywym srebrem i nawet na minutę nie mógł usiąść spokojnie w miejscu.
Adaś miał pewne problemy żołądkowe – trzeba było przygotowywać mu specjalne jedzenie i pilnować, by spożywał posiłki o wyznaczonych godzinach.
Byłam zła na synową i syna, ponieważ całkowicie oderwali się od obowiązków rodzicielskich, wszystko przerzucając na mnie, a sami mieli spokojne głowy. Nie mogłam nawet pojechać na działkę, bo nie miałam nawet dnia wolnego!
Kiedy dowiedziałam się, że synowa znów jest w ciąży, wpadłam w szał i wróciłam do domu. I co, teraz opieka nad drugim dzieckiem też się na mnie miała zwalić?! Co to, to nie!
Teraz młodzi rodzice sami sobie ze wszystkim radzą. Synowa jest na urlopie macierzyńskim. Oboje są oczywiście na mnie obrażeni, ale mnie to nie obchodzi. Najwyraźniej zrobiłam błąd, że zgodziłam się wtedy na pomoc – mogłam od razu zmusić ich do samodzielności.