– Dlaczego zwlekacie z dzieckiem? Czy w ogóle je planujecie? Chcę już mieć wnuka! Poza tym musicie zmienić mieszkanie, ta kawalerka będzie za mała! – moja matka ciągle nie przestawała.
Matka uważała, że nasza rodzina jest niepełna, ponieważ małżeństwo bez dziecka nie powinno nazywać się rodziną – to dziecko ją dopełnia! Więc tuż po zawarciu małżeństwa para powinna się starać o poczęcie nowego życia. O tym, że bardzo pragnie mieć już wnuka bądź wnuczkę przypominała na każdym spotkaniu rodzinnym. Mówiła także, że żałuje, że ma tylko jednego syna, bo wtedy szanse na liczną gromadkę wnuków byłyby większe.
Tak, to prawda – jestem jej ukochanym jedynakiem. Ojciec wcześnie zmarł i to mnie poświęcała cały swój czas i okazywała wiele miłości. Traktowała mnie niezwykle delikatnie, przez co długo byłem zupełnie nieprzystosowany do życia.
– Bardzo się od siebie różnicie. Ty jesteś aktywnym i żywym mężczyzną, a ona profesorką uniwersytecką, która najchętniej ciągle by tylko czytała i pisała te swoje rozprawy naukowe – mówili moi przyjaciele.
Faktycznie, przeciwieństwa jak widać się przyciągają. Łucja jest socjolożką i wykłada na uniwersytecie. Jest personą znaną i docenianą w kręgach naukowych, chociaż zarabia bardzo mało, jak na takiego specjalistę. Wiedziałem jednak, na co się piszę i wcale mi to nie przeszkadza, tym bardziej, że bez problemu mogę sam na nas zarobić.
Wzięliśmy ślub w wieku 27 lat, więc byliśmy świadomi swojej decyzji. Wówczas pracowałem na bardzo wysokim stanowisku w międzynarodowej korporacji, dzięki czemu bez zaciągania kredytów kupiłem mieszkanie i samochód. Łucja do czasu ślubu mieszkała ze swoimi rodzicami.
Po kolejnym przesłuchaniu jakie urządziła mi moja matka w temacie planowania rodziny, odpowiedziałem jej:
– Na pewno doczekasz sie tych swoich wnuków, ale najpierw musimy się czegoś dorobić, osiągnąć coś w życiu, a potem pomyślimy o powiększeniu rodziny.
O ile z mojej pensji dało się coś odłożyć, to pensja żony ledwo pozwalała na pokrycie jej niezbędnych wydatków.
Jak wszyscy wiemy, ciężka praca bywa wyczerpująca, a lekiem na to jest zwykle odpoczynek:
– Skarbie, musimy jechać na wakacje, jestem już zmęczony tym harowaniem! – powiedziałem ukochanej.
– Kochanie, będzie lepiej, jak pojedziesz sam. Mam zaległości w pracy i muszę pisać swoją pracę doktorską.
Pojechałem, ale wiele natrętnych myśli wciąż mnie nie opuszczało. Podczas tego urlopu tylko przekonałem się do tego, że muszę zmienić coś w swoim życiu. Postanowiłem więc otworzyć własną firmę i nie pracować już więcej na innych!
– Czy Ty zwariowałeś? Co Ci przeszkadza w naszym mieszkaniu? Nie jest wcale takie małe. Poza tym popatrz na siebie – praca powinna przynosić także przyjemność, nie tylko pieniądze! – powiedziała żona.
Zrobiłem jednak tak, jak sobie postanowiłem. Na początku było dość ciężko i przychody były mniejsze, niż się spodziewałem. Potem jednak szło mi coraz lepiej. Łucja nie zwróciła na to uwagi, ponieważ była zbyt bardzo zajęta pisaniem swojego doktorskiego wywodu. Oboje jednak postanowiliśmy, że kwestię związaną z powiększaniem rodziny odłożymy na za kilka lat, jednak matka kompletnie nie mogła się z tym pogodzić.
– Zrozum, że na dziecko zdecydujemy się wtedy, kiedy poczujemy się na nie naprawdę gotowi. Poza tym nie chcemy sprzedawać tego mieszkania, więc musimy najpierw zaoszczędzić na kolejne – starałem się ją uspokoić.
Matka urządziła nam awanturę i chciała nas namówić do tego, abyśmy zaciągnęli kredyt hipoteczny pod większe mieszkanie. Jednak kto go będzie spłacał, jeśli któremuś z nas się noga powinie? Przecież mogę zachorować albo biznes po prostu upadnie i co wtedy? Chcemy świadomie i samodzielnie do wszystkiego dojść, a potem wychować dziecko po “naszemu”.
Teraz zaczęła codziennie do nas przychodzić i ciągle poruszać temat dzieci. Dostaję wręcz szału, gdy słyszę z jej ust słowo “dziecko”. Nie da się jej ignorować, bo wręcz wchodzi na głowę. Żona jakimś cudem nie denerwuje się tą sytuacją, ale ja już nie mogę tego wytrzymać.
Jak powinienem rozwiązać ten konflikt? Ktoś ma jakiś pomysł?