Stojąc na balkonie, Marta patrzyła z litością na teściową, która siedziała w ciemności na ławce przy wejściu do klatki: zawołać, nie zawołać? Jeśli spróbujesz zawołać, Maria podniesie twarz i potrząśnie głową przecząco – powie – posiedzę jeszcze troszeczkę. Teściowa wychodziła, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza tylko wtedy, gdy ławka była całkowicie pusta: nie rozumiała miejskich rozmów jej rówieśników – o mieszkalnictwie, wysokich kosztach żywności i tak dalej. Całe życie mieszkała na wsi a od dwóch lat była zmuszona mieszkać z synem i synową.
– Mama jest coraz bardziej przygnębiona – westchnęła Marta, zwracając się do męża. – Czas już spełnić jej życzenie.
– Jeszcze trochę poczekamy, nie wszystko jest jeszcze gotowe, żeby ją przenieść! – odpowiedział mąż.
Dwa lata temu spłonął dom Marii, ocalał tylko fundament. Poza domem spłonęła także stodoła z kurnikiem oraz mała szklarnia. Maria w tym czasie była na rynku, sprzedając ogórki i pomidory ze swojego ogródka. Nie wiadomo co wywołało pożar: może instalacja nie wytrzymała, a może Maria zostawiła jakieś urządzenie elektryczne włączone. W każdym razie płomienie szybko się rozprzestrzeniały z powodu silnego wiatru, a kiedy kobieta wróciła do domu, zastała tylko popiół. Mieszkańcy wsi długo jeszcze wspominali z dreszczem, jak Maria biegała po podwórku, cała umazana sadzą i krzyczała z żalu. Mieszkała sama, z wyjątkiem kurczaków nikt nie ucierpiał, ale dom był jej jedynym bogactwem.
Po tym wydarzeniu Maria doznała udaru, więc syn Waldek i synowa Marta zabrali ją do siebie. Przez długi czas kobieta leżała na wpół sparaliżowana ale potem zaczęła stopniowo chodzić.
– Mamo, połóż się jeszcze trochę, będzie cię bolała od takiego chodzenia – prosiła ją Marta.
— Nie, teraz się rozchodzę, a potem pojadę do mojej wioski- odpowiedziała teściowa.
Wszyscy pomyśleli wtedy, że Marii z tego wszystkiego pomieszało się w głowie. Może nie pamięta, co się stało? Wszyscy zaczęli się z nią delikatnie obchodzić.
– Myślisz, że zwariowałam? – zapytała teściowa z uśmiechem. – Nie, wciąż pamiętam, że dom spłonął, że leżałam w szpitalu. Myślę – że zamieszkam u sąsiadki, u Pauliny, ona też jest samotna, pomogę jej w pracach domowych i zaoszczędzę emeryturę, będę powoli budować ponownie. Wiem, że wam też się nie przelewa, wnuczka rośnie a ja zajmuję jej pokój.
Nikt nie chciał jej powiedzieć, że jej sąsiadka i przyjaciółka, Paulina, niedawno zmarła, a jej dom jest już dzielony pomiędzy wszystkich krewnych, którzy zresztą nie mogą dojść do porozumienia i podział jej majątku być może skończy się w sądzie.
Wszyscy bali się drugiego udaru. Paulina była dla niej najbliższą osobą, zarówno ze względu na to, że mieszkała najbliżej Marii, jak i także dlatego, że były prawdziwymi przyjaciółkami. Maria miała jeszcze młodszą siostrę, Annę, która mieszkała w drugiej części kraju. No i oczywiście miała synów, Waldka oraz Mietka, który był żeglarzem i nigdy nie było go w domu.
Przede wszystkim Marii ciążyło to, że mieszka w pokoju wnuczki – studentki, która nie może nawet zaprosić przyjaciół do pokoju. Z jakiegoś powodu wydawało jej się, że dziewczyny zdecydowanie powinny zbierać się w czyimś domu.
– Babciu, to już nie ten czas, teraz wszyscy komunikujemy się przez Internet! – wnuczka Lidka tłumaczyła babci.
– Co to za komunikacja? – dziwiła się babcia. – Nawet nie pijecie razem herbaty.
Poza tym, że krępuje wnuczkę, Maria nie chciała być obciążeniem dla syna i synowej, widziała, jak kiepsko im się wiedzie. Starała się nie być dla nich ciężarem i pomagać w sprzątaniu i gotowaniu, ale synowa jej nie pozwalała – babcia z trudem chodziła a lewa ręka jej nie słuchała. Kiedy w końcu Maria dowiedziała się o śmierci Pauliny, bardzo długo płakała a później oznajmiła:
– Moje dzieci, nie obrażajcie się, ale podjęłam decyzję. Znajdźcie mi miejsce w domu starców. Napisałam dla Waldka pełnomocnictwo, żeby mógł za mnie załatwić wszystkie sprawy. Proszę, naprawdę chcę tam zamieszkać, będę miała z kim porozmawiać. A jeśli pobyt tam i przekroczy kwotę mojej emerytury, to proszę, sprzedajcie moją działkę. Może i nie będzie z tego za wiele pieniędzy ale przynajmniej coś!
Oburzenie Marty, Waldka i Lidki nie miało granic ale stopniowo babcia przyzwyczaiła ich do tej myśli. Waldek, jak się wydaje, zajął się dokumentami dla domu opieki i powiedział, że sprzedał ziemię. Stwierdził, że to wszystko trochę potrwa, bo straszna biurokracja a poza tym trzeba czekać na wolne miejsce. Maria narzekała, że tak długo to trwa, zaraz jesień, chce się już przenieść, żeby wreszcie mieli spokój.
Kiedy Maria wróciła do domu po wieczornym spacerze, oświadczyła tuż za progiem:
– Waldek, jeśli w poniedziałek nie zabierzesz mnie do domu opieki, wiedz, że pojadę tam sama! Pójdę do dyrektora i powiem: daj mi łóżko, masz już pieniądze, państwo ma obowiązek mi zapewnić miejsce!
Przez cały weekend Waldek gdzieś znikał. Pojawił się w niedzielę późnym wieczorem, szepnął coś nerwowo do Marty i powiedział matce, żeby się zbierała – umówił się już z dyrektorem domu opieki, jutro będzie miała łóżko, a nawet, jak się wydaje, własny pokój.
Następnego ranka wszyscy zapakowali się do samochodu i wyjechali. Maria nie rozumiała, dlaczego jej syn prowadzi samochód w kierunku jej wioski, kiedy powinien jechać w przeciwną stronę.
– Mamo, tam remontują drogę, trzeba jechać objazdem – odpowiedział Waldek.
No dobrze! Oto znane sąsiednie wioski, a teraz wioska, w której wcześniej mieszkała. Stara kobieta mimowolnie przymrużyła oczy – nie chciała widzieć rodzinnych ulic i tej sprzedanej działki, na której mieszkała dwa lata temu. Mrużąc oczy, poczuła, że samochód zwolnił i wjechał w jakąś bramę. Musiała otworzyć oczy. Samochód wjechał na jej działkę z nowym domem z czerwonej cegły, a jej siostra Anna stała przy bramie i się uśmiechała. Wydawało się, że Maria zaraz zemdleje, wszystko w jej oczach płynęło.
Kiedy starsza pani została doprowadzona do zmysłów i całowała się z siostrą, Waldek musiał wszystko jej wyjaśnić, nawet to, jak prawie zrujnowała całą niespodziankę.
– Mamo, nikt nie zamierzał sprzedawać ziemi, ale postanowiliśmy natychmiast zbudować nowy dom! – tłumaczył jej Waldek. – Nie chcieliśmy ci nic mówić, po prostu czekaliśmy na przyznanie kredytu a Mietek dosłał brakującą sumę pieniędzy. Teraz masz trzy pokoje, dużą kuchnię z werandą, dwuprzewodowy kocioł, prysznic, toaletę. A dokładniej u ty i u ciocia Ania – ona jest tu od pół roku, przyjechała tu na zawsze, zajmowała się remontami wnętrz, też czekała na spotkanie z tobą ale znosiła dzielnie rozłąkę– jednak to miała być niespodzianka! Gdybyś wytrzymała kolejne dwa tygodnie, stodoła byłaby całkowicie ukończona z kurnikiem, ale nie chciałaś czekać! Mietek przyjedzie za dwa tygodnie a ty wzięłaś i zniszczyłaś wszystkie plany!
Maria płakała i śmiała się, przytulała kolejno siostrę, syna, synową, wnuczkę i nie wiedziała, jak komu podziękować. Kto mógł pomyśleć, że szykuje się taka niespodzianka? Ze szczęścia prawie dostała drugiego udaru. Ma tyle szczęścia! To wielka radość mieć taką rodzinę!