W naszym szpitalu przebywał pewien major – twardy wojskowy: kilka misji w Afganistanie, kilka ran, kilka stłuczeń, poważny człowiek. W wyniku odniesionych ran jego prawa ręka była sparaliżowana, ale tym razem trafił do nas z zapaleniem wyrostka robaczkowego. Operacja była zaplanowana na jutro, więc pielęgniarka dyżurna z nocnej zmiany musiała przygotować go do zabiegu.
Na dyżurze była Beata, bardzo miła dziewczyna, piękna i trochę nieśmiała. Nieśmiała pielęgniarka to oczywiście nonsens, ale takie wrażenie sprawiała swoim wiecznym dziewczęcym rumieńcem.
Wieczorem dziewczyna wzięła wszystko, czego potrzebowała, poszła do pokoju majora i powiedziała:
– „Muszę Pana ogolić, majorze”.
Oczywiście był zaskoczony i pogłaskał się po policzku.
– „Nie ma potrzeby, ogoliłem się dziś rano”.
– „Nie, nie rozumie Pan” – powiedziała Beata i zaczęła wyjaśniać, do czego dokładnie majorowi potrzebne jest golenie.
Po chwili wybiegła z sali zapłakana, a za nią leciało wszystko, co majorowi wpadło w ręce, łącznie z książką „Sto lat samotności”, którą dałem mu do przeczytania.
Powiedziałem:
– „Majorze, nie można tak postępować, musimy jeszcze przygotować cię do operacji. Uraził Pan pielęgniarkę, a co ona jest winna? Jeśli jutro nie będzie Pan przygotowany do operacji, ona może zostać zwolniona za niewykonanie swoich obowiązków”.
– „Sam to zrobię!”
– „Jedną ręką?”
– „No to proszę coś wymyślić! Ale nie pozwolę, żeby ta dziewczyna mnie ogoliła! Jestem oficerem bojowym, a ona mogłaby być moją córką”.
Poszedłem do pielęgniarki, która zapłakana pakowała swoje rzeczy. „Poczekaj, przecież nikt cię nie zwolni, niedaleko mieszka moja znajoma, za drobną opłatą ogoliłaby na łyso tygrysa, a co dopiero majora. Zaczekaj, dogadam się z majorem”.
Nie minęła godzina, a w drzwiach sali stanęła poważna pani w podeszłym wieku o imieniu Krystyna i kładąc na szafce nocnej przybory do golenia powiedziała do majora.
– „Lepiej milcz, synu. Jak zrobisz zamieszanie, to przez pomyłkę go odetnę i przyszyję rufową nitką, na żywca!”
Oficer, który wielokrotnie był w sytuacjach bez wyjścia, zamknął oczy i udawał trupa. W przeciwieństwie do nieznajomych nie miał szans z Krystyną.
Za pół godziny do gabinetu zabiegowego weszła Krystyna.
– „I jak poszło? – Beata zapytała ze zniecierpliwieniem. – Czy wszystko jest w porządku?”
– „Och, dziewczyno, ty głupia!” – odpowiedziała Krystyna, myjąc ręce. – „Gdybym była młodsza, sama zapłaciłabym ci za tę przyjemność, która mnie spotkała!”
***
Wieczorem, gdy piliśmy herbatę, Beata zapytała:
– „Jak udało ci się go przekonać?”
– „Nie bardzo go przekonywałem. Powiedział, że wolałby umrzeć, więc powiedziałem, że jest dobra kobieta, która pomoże mu w każdym z tych dwóch przypadków”.
– Krystyna?
– „Tak, na co dzień pracuje w kostnicy”.