Wiktoria chodziła codziennie na spacery z wózkiem i psem. Park jest świetnym miejscem na takie spacery, dodatkowo jest wiosna, jest pięknie! Dziecko zasnęło niemal od razu i spało, mrucząc przez sen… Wiktoria musiała tylko kołysać wózek i mogła cieszyć się świeżym powietrzem i słońcem. Co jakiś czas rozglądała się, by kontrolować ruchy psa, Maksa.
Celowo poszła jak najdalej, by nikomu nie przeszkadzać i tam spuściła psa ze smyczy. Nie miała pojęcia, skąd wzięli się ci trzej mężczyźni… Szydercze uśmiechy, spojrzenia na jej piersi. Tak, gdy urodziła się córka, jej biust z pewnością znacznie się powiększył.
– Tylko nie krzycz, bo chyba nie chcesz, żebyśmy coś zrobili dzieciakowi – zaśmiał się jeden z mężczyzn, choć ciężko było ich nazwać ludźmi.
– Nie rozumiem o co ci chodzi – odpowiedziała kobieta.
– Jak to o co? Nie udawaj, że nie rozumiesz…
Wiktoria złapała kurczowo wózek i krzyknęła:
– Maks! Do nogi! Chodź tu!
– Och, patrzcie tylko. Co za mądra laska, wzywa swojego kundla na pomoc… Maks! – jeden z chłopaków odezwał się drwiąco.
– Ach, boję się. Drżę ze strachu… – kontynuował kolejny.
– I co nam zrobi twój kundel? – zapytał największy z mężczyzn.
Właściwie sam mógłby zobaczyć odpowiedź na swoje pytanie, gdyby się odwrócił, ale gapił się tylko na piękną kobietę i chichotał, ciesząc się, że ta nie może się wyrwać. Wyszła na środek pustkowia, więc to tylko jej wina!
– Ej, Rafał… – Jeden z trzech kolegów zaczął niepewnie. Wywołany Rafał rozejrzał się i zamarł.
Przechylając lekko w bok głowę zorientował się, że podszedł do nich ogromny pies! Nawet gdy był spokojny, Rafał nie odważyłby się podejść do takiego psa, a teraz zwierzę było wyraźnie złe. Pies wydawał się być wściekły!
Zjeżone futro, wyszczerzone zęby i nieprzyjemne, lodowate spojrzenie spowodowały, że facet drżał na całym ciele, podobnie jego koledzy.
Pies nie spieszył się. Nigdy nie oddalał się od swojej ukochanej pani, a kiedy go wezwała, przybył szybko i natychmiast ocenił sytuację. Trzej mężczyźni byli groźni, chcieli zaatakować jego panią i jej dziecko! Jedynym powodem, dla którego pies nie zaatakował od razu, było to, że ociągał się z wyborem obiektu ataku. Pierwsze ze stworzeń rzuciło się na najbliższe drzewo i wspięło się na nie nieudolnie, pozostała dwójka powoli się wycofywała, a największe zamachnęło się, by chwycić jego Panią. Ale tylko tak to wyglądało, bo Rafał już dawno zapomniał o jakiejkolwiek głupocie, jedyną myślą było to, że jeśli postawi między nim a bestią dziewczynę, to go nie zaatakują! Okazało się jednak, że nie był to mądry pomysł, mężczyzna nie zdążył nawet dotknąć Wiktorii, a pies złapał go za rękę i szarpnął aż mężczyzna się przewrócił. Rafał leżał w trawie, bojąc się nawet poruszyć!
A ich trzeci towarzysz podniósł z ziemi konar i zamachnął się nim na psa. Potem uciekał z krzykiem przerażenia, gdy gruby konar został złamany na pół jak wykałaczka. Pies jednak nie gonił go, w jego umyśle cała trójka nie stanowiła już zagrożenia dla jego rodziny – jeden siedział na drzewie jak wrona, drugi wył z bólu na trawniku, próbując zdrową ręką zacisnąć ranę, a trzeci biegał wokół brzozy, ale niezbyt szybko. Można udawać, że się dogania i kłapać zębami w pobliżu miejsca, z którego wyrasta porządny psi ogon, a wtedy dziwak będzie biegł szybciej! Maks zrobił to już kilka razy…
Wiktoria szybko zadzwoniła na policję. Gdy dotarli na miejsce, długo nie mogli się nadziwić.
– Odważna z ciebie dziewczyna! Wykonałeś za nas pracę! Ta trójka jest nam dobrze znana, już były na nich skargi i doniesienia, nie słyszałaś, że tu jest niebezpiecznie?
– Nie, byłam z dzieckiem u mojej mamy za miastem, dopiero wczoraj wróciliśmy – Wiktoria mechanicznie zakołysała wózkiem.
– Mieliśmy wysłać pracownika jako przynętę, ale twój pies tak dobrze się spisał, że już ich mamy. Miejsce jest odległe, więc ci zwyrodnialcy mieli idealne warunki do nagabywania młodych kobiet. A ty skąd się tu wzięłaś?
– Lubię tu przychodzić, dziecko śpi na świeżym powietrzu, a pies może się wybiegać nie przeszkadzając nikomu. Jednak wielu ludzi się go boi z uwagi na wielkość. – Wika głaskała ogromny psi łeb, który podszedł w nadziei na pieszczoty.
-Tak… I dlaczego się go boją? To taki słodki piesek… – zaśmiał się porucznik wypełniając papiery. –
Szczególnie uroczo wygląda kaganiec na jego szyi. Nadałby się na kask!
– Och, przepraszam, zdejmuję mu go dopiero jak oddalimy się od ludzi – wyjaśniła kobieta.
– Cóż, rozumiem, ale nie to jest teraz najważniejsze – zapewnił ją porucznik. – A jak go właśnie nazwałaś?
-Cóż, Maks… Nic nadzwyczajnego… Dlaczego się śmiejesz?
– Przepraszam, po prostu pomyślałem, że gdybym usłyszał „Maks, Maksik…”, a z krzaków by wybiegł taki bydlak, to pewnie sam bym wskoczył na drzewo – wskazał na mężczyznę, którego od kilku minut namawiali do zejścia na ziemię, ale ten krzyczał, że zaraz spadnie i mocno trzymał się gałęzi.
Wiktoria pamiętała słowa porucznika, gdy opowiadała mężowi o tym, co się stało, pamiętała i zastanawiała się.
– Co za różnica… Cóż, Maks przecież mimo swojej wagi jest najsłodszym psiakiem, który po prostu nie mógł znieść, że ktoś grozi jego ukochanej pani!