Wraz z moim mężem Filipem, zamieszkałam w domu mojego dziadka. Byłam jego ukochaną wnuczką. Zostawił dom nie swoim dzieciom czy moim braciom, ale mnie. Dom był jeszcze dość solidny, ale bardzo stary. Tak się złożyło, że w tamtym czasie mieliśmy trudny okres, więc niezmiernie się ucieszyliśmy z tego prezentu. Kiedy dziadek był już bardzo słaby, przywołał nas do swojego łóżka. Powiedział, że kiedy będzie nam ciężko, to mamy wyrwać starą jabłonkę. Może w tym miejscu zaczniemy budować nowy dom. Zastrzegł jednak, że musimy wyrwać jabłoń z korzeniami – takie jest jego życzenie. I wtedy nasze życie miało się dobrze układać. Byłam zaskoczona jego słowami – niby jak w trudnym okresie naszego życia mamy myśleć o budowie nowego domu? Dziadek trochę się zdenerwował moją reakcją, to w końcu jego ostatnia wola, a my musimy starać się ją wypełnić. Wyglądało na to, że dziadek nie do końca wie co mówi.
Na początku wszystko szło bardzo dobrze, nie mieliśmy zbyt dużo pieniędzy, ale i tak nasze oszczędności były na przyzwoitym poziomie. W szkole miałam dużo lekcji – w tej odległej wiosce nie było zbyt wielu nauczycieli. Filip był kierowcą traktora, więc jeździł po gospodarstwach i oferował swoje usługi – nie tylko w naszej wsi, ale i w okolicy. Nie udało nam się jednak zebrać odpowiedniej gotówki na budowę nowego domu. Po śmierci dziadka nie pozostało nic wartościowego – parawan, biurko i kilka prętów. Trzeba było kupić meble, naczynia, podłączyć gaz i kanalizację. Musieliśmy też ubrać i nakarmić rodzinę, a wszystko to kosztowało bardzo dużo pieniędzy. Sytuacja w kraju nie wróżyła zbyt dobrze, panował straszny kryzys. Nasza szkoła została zamknięta, ponieważ było w niej już zbyt mało dzieci, a ci, którzy zostali, musieli przenieść się do sąsiedniej wioski. Ludzie wyjeżdżali za lepszym życiem, gospodarstwa pustoszały, więc i Filip miał coraz mniej pracy. Musiał zmienić zawód. Szybko znalazł coś nowego, początkowo bardzo nam to poprawiło sytuację finansową, ale miał wypadek i konieczna była operacja. Po wyjściu ze szpitala okazało się, że wydaliśmy wszystkie oszczędności, a Filip nie był zdolny do ciężkiej pracy fizycznej. Skąd mieliśmy wziąć pieniądze? Jakoś musieliśmy wiązać koniec z końcem.
W pierwszą rocznicę śmierci mojego dziadka, odwiedziliśmy jego grób. Zaczęliśmy wspominać jaki był za życia, jak pomagał wszystkim. Pamiętaliśmy też, jak pomagał nam w najważniejszych momentach i jak mówił nam, żebyśmy wyrwali starą jabłoń, kiedy nadejdą ciężkie czasy. Dawno już nie owocowała, ale nie spieszyliśmy się wykonaniem woli dziadka. Pomyśleliśmy o tym dopiero wtedy, gdy stare gałęzie pochyliły się na tyle, że zagrażało zawalenie się na dach sąsiada. Tej jesieni rozpoczęliśmy więc prace związane z wyrwaniem drzewa, ale byliśmy ostrożni, nie chcieliśmy mieć problemów z sąsiadami. Wycięliśmy jabłoń i byliśmy bardzo zadowoleni, że przy okazji zdobyliśmy trochę drewna na opał na zimę. Wcześniej wahaliśmy się jednak, czy ściąć drzewo, czy nie. Mój dziadek nalegał na to, ale Filip miał problem z nogą po wypadku. Ja z kolei nie byłam zbyt dobrym kompanem do takich prac. Mimo wszystko poradziliśmy sobie sami, tak jak chciał dziadek. Korzenie jabłoni były bardzo głęboko wrośnięte w ziemię, więc kopaliśmy kilka dni, aż natknęliśmy się na coś bardzo twardego. To była metalowa skrzynka, zamknięta na solidną kłódkę. Wyciągnęliśmy ją i zabraliśmy do domu, gdzie po krótkiej walce z kłódką udało się nam ją otworzyć. Nie mogliśmy uwierzyć własnym oczom – pomyśleliśmy, że to jakiś stary i zapomniany posag. Było tam dużo wyrobów ze złota – monety, bransolety, jakieś figurki i wisiory. Na dole skrzynki był list, napisany ręką dziadka. Wyjaśniał, że kiedyś w kopalniach w Ameryce zarobił dużo pieniędzy i że miał tam wspaniałych przyjaciół, którzy poradzili mu, by za całą sumę kupił złoto, zamiast domów i ziemi. Bo złoto zawsze można sprzedać i nie traci na wartości, a ziemię ktoś może mu łatwo odebrać.
Kto wie, czy ci przyjaciele wiedzieli, co może czekać ludzi w przyszłości, czy po prostu mieli własne doświadczenia życiowe. Ale ich rady okazały się cenne, bo rzeczywiście, ludzie byli zdruzgotani faktem, że odebrano im hektary ziemi, na którą tak ciężko pracowali w Ameryce. Dziadek opowiadał kiedyś, że został napadnięty w drodze do domu. Okazało się, że potem, w tajemnicy, zakopał swoje skarby pod własną jabłonią. Od czasu do czasu musiał korzystać ze swoich zasobów, ponieważ pomógł swoim dzieciom zbudować domy, ale nikt w wiosce nie wiedział o jego metalowej skrzyni. A teraz my możemy z niej skorzystać, ponieważ nam ją powierzył. Dzięki dziadkowi przetrwaliśmy straszne lata 90. i nawet otworzyliśmy później mały sklepik. Jubiler, któremu sprzedaliśmy złoto, był pod wielkim wrażeniem. Powiedział, że to bardzo dobry kruszec – choć kupujący nie mają w zwyczaju chwalić towaru. Być może jednak fascynacja przeważyła nad logiką. Do dziś pamiętamy, z jakim zainteresowaniem oglądał monety i biżuterię.