Powiedziałam wszystkim krewnym, że nie będę już organizować świątecznych przyjęć. Przyjęli tę wiadomość z oburzeniem, ponieważ są przyzwyczajeni do obchodzenia wszystkich świąt właśnie u mnie i to każdego roku. Mój mąż również nie mógł zrozumieć, dlaczego porzuciłam tę wieloletnią tradycję. Kiedy mu wytłumaczyłam o co mi chodzi, poparł mnie. Zawsze byłam bardzo dobrą gospodynią i nie miałam problemu, by zapraszać do siebie gości, tym bardziej, że uwielbiam gotować. Na początku godzinami wybierałam przepisy na pyszne dania na świąteczny stół.
Całe jedzenie podczas takich spotkań szybko znikało z talerzy, ponieważ dobrze gotowałam i wkładałam w to całą duszę. Jednak kiedy goście opuszczali mój dom, to zwykle towarzyszyło mi dziwne, nieprzyjemne uczucie, które nawet teraz ciężko mi opisać. Po namyśle sama dałam sobie odpowiedź, dlaczego tak się dzieje.
Kiedy turyści przyjeżdżają do jakiegoś państwa, to zwykle są tak dobrze przyjmowani i traktowani jak goście, ale jeśli naruszą jakieś zasady społeczne, to miejscowym się to nie spodoba. U mnie dokładnie tak jest z goścmi, których do siebie zapraszałam. W moim domu zachowywali się jak niedorozwinięci turyści w obcym kraju.
Posłuchajcie, co mi powiedzieli, niezadowoleni z tego, jak zostali ugoszczeni.
– „Coś jest nie tak z tą sałatką. Jakie tutaj jest mięso? A może dodałaś kiełbasy? Wydaje się, że wszystko jest w porządku, ale sałatka nie jest taka jak zawsze. Tyle lat już ją robisz, a wciąż nie możesz osiągnąć tradycyjnego smaku”.
„A co jest w tej salaterce? Sałatka o nazwie „kochanek”? Nie, nawet tego nie spróbujemy, bo wszystkie jesteśmy tutaj przyzwoitymi żonami, hi, hi, hi.
– Dlaczego na stole jest tylko jedna butelka alkoholu? Przyjechało do Ciebie przecież trzech facetów. Jak nie mieliście wystarczająco dużo pieniędzy na trunki, to trzeba było powiedzieć, kupilibyśmy. Michał, chodźmy do sklepu, rusz się!
– Proponujesz mi kaczkę? Nie! Nie jem takiego mięsa. Dlaczego kurczaka nie upiekłaś? Kurczak jest uniwersalną opcją, wszyscy go kochają, a Ty zawsze wymyślasz jakieś „przysmaki”.
– Galaretka jest pyszna, oczywiście, ale ciocia Tamara robiła lepszą – taką, której nie można porównać z niczym. Ta galaretka to po prostu żałosna parodia w porównaniu do jej arcydzieła.
– Ciasto dobre, ale słodkie do niemożliwości, no za słodkie. Zapakuj kilka kawałków do domu, jutro w pracy w porze lunchu napiję się kawy z ciastem. No ale mimo wszystko ciasta to chyba nie jest Twój „konik”.
Kiedy goście wracają do domu, na stole nie ma już „złej sałatki”, „parodii galaretki”, „znienawidzonej kaczki” czy „zbyt słodkiego ciasta”. Ich „zamówienia” co do większej ilości alkoholu czy pieczonego kurczaka także wzięłam sobie do serca i następnym razem na stole postawię tylko ziemniaki w mundurkach, podzielę śledzia i rozłożę trzy butelki wódki na wszystkich. Być może potrzebują właśnie takiej gościny.
Oprócz przygotowanych potraw moi „drodzy goście” krytykują również remont, który zrobiliśmy w domu, nasze meble i drobiazgi
– „Masz za mało zasłon. Poza tym czemu postawiliście tutaj zlew, niewygodnie tak. I co to za staromodne płytki w kuchni? Jak Wy tak możecie żyć? Jak nie wiesz, co teraz jest modne, to Ci mogę wyjaśnić.
Wracają do domu, a ja siedzę z poczuciem urazy i frustracji. Po ich odejściu nic nie zostaje na stole – szczególnie nic nie zostaje z tych potraw, które tak chętnie krytykowali. Więc po co to wszystko mówić?
Jestem zadowolona z mojego mieszkania i moich umiejętności kulinarnych. Chcą o tym porozmawiać? To niech powiedzą mi to na osobności. Dlaczego miałabym przejmować się opiniami i komentarzami, o które nie prosiłam? Dlatego zdecydowałam, że skoro nikt nie docenia moich wysiłków, to nie zorganizuję już więcej świąt w moim domu. Niech znajdą sobie miejsce, w którym wszystko jest idealne.