We wsi, z której pochodzę, żyła rodzina Piotrowskich. Oprócz męża i żony w rodzinie było dwanaścioro dzieci. Od ponad piętnastu lat mieszkańcy wioski obserwowali ich życie.
Piotrowscy to często spotykane nazwisko w naszych stronach, nie było klasy, do której nie chodziłoby dziecko o tym nazwisku. Do mojej klasy też uczęszczał jeden członek tej rodziny, Dawid, który był piątym z kolei potomkiem swoich rodziców. Potem obserwowałam, jak szóste, siódme i ósme dziecko Piotrowskich stało się uczniem. Pozostałe dzieci urodziły się im, gdy ja już skończyłam szkołę.
Pamiętam, że wszyscy w wiosce współczuli tej rodzinie i na wszelkie sposoby starali się im pomóc. Zbierali dla nich pieniądze, żywność i inne rzeczy.
Kiedy państwo Piotrowscy postanowili rozbudować swój dom, wszyscy mieszkańcy wsi pomagali przy budowie. Oczywiście, nikt nie brał od nich pieniędzy.
Co roku rodzina zbierała ubrania szkolne dla dzieci lub pieniądze na ich zakup. Zebrano dla nich także książki, zeszyty i inne przybory szkolne.
W noc sylwestrową wszyscy mieszkańcy zebrali pieniądze, aby podarować Piotrowskim nowy telewizor. Nie pochodzę z wielodzietnej rodziny, ale nigdy nie miałam fajnego roweru ani zabawek, jak ich dzieci.
Piotrowscy byli zwykłymi obywatelami, nie byli obibokami ani alkoholikami. Ojciec pracował jako kierowca, a matka jako kucharka, ale ich dochody nie wystarczały na wyżywienie czternastu osób. I to nie jest zaskakujące.
Jak zachowywali się Piotrowscy? Byli wdzięczni mieszkańcom wsi i radzie sołeckiej za to, że zawsze służyli pomocą. Jednak tę pomoc uważali za oczywistą, nigdy nie wahali się prosić innych o wsparcie, jeśli go potrzebowali.
Nawet nie mając środków na utrzymanie, Piotrowscy nadal płodzili dzieci w nadziei, że ludzie pomogą im stanąć na nogi.
W moim odczuciu nie miało to sensu, nie rozumiałam, dlaczego moja matka nie chciała urodzić trzeciego dziecka, bo nie miała pieniędzy, a Piotrowscy mieli dwanaścioro dzieci. Nie rozumiałam też, dlaczego cała wioska czuła się w obowiązku pomóc tej rodzinie.
Ich matka otrzymała nawet nagrodę „matki-bohaterki”. A ja wtedy pomyślałam, że łatwo jest być bohaterką, kiedy cała wioska pomaga ci utrzymać te dzieci. Oczywiście, nigdy nie wyrażałam takich myśli na głos. Wydawało mi się, że moje myślenie jest błędne i że nie umiem wczuwać się w sytuacje innych ludzi.
Przez wiele lat sądziłam, że moje myślenie jest błędne, aż pewnego dnia przeczytałam artykuł, który udowodnił, że mam rację. Publikacja opowiadała o młodej rodzinie, która urządziła sobie noclegownię w ratuszu, ponieważ ich maleńki pokoik dosłownie się rozpadał. W rodzinie było ośmioro dzieci.
Była też opowieść o innej rodzinie z pięciorgiem dzieci. Budowali dom, ale brakowało im pieniędzy. Jak myślicie, jak rozwiązali ten problem? Czy podjęli pracę w niepełnym wymiarze godzin? Wcale nie, po prostu urodziło się im jeszcze dwoje dzieci, choć dom był daleki od ukończenia. W końcu ludzie pomogli im wykończyć dom. Dlatego uważam, że posiadanie dzieci przy całkowitym braku pieniędzy nie jest bohaterstwem, lecz głupotą.