Mam na imię Paulina i mam 28 lat. Z zawodu jestem pielęgniarką i pracuję na oddziale chirurgicznym. Rok temu zaciągnęłam kredyt hipoteczny na mieszkanie, dzięki czemu teraz mieszkam na swoim i nie muszę wynajmować. Rodzice pomogli mi w uzbieraniu na wkład własny i jestem im za to bardzo wdzięczna. Ponadto Tata dość często robi mi przelewy, chociaż wcale tego nie chcę, ale on twierdzi, że chce mi ułatwić tym samodzielne życie.
Kiedy przeprowadziłam się do mojego mieszkania, to dość szybko dogadałam się z sąsiadami, zwłaszcza z Haliną, której mieszkanie znajduje się naprzeciwko mojego. Halina pracuje w pobliskiej fabryce i sama wychowuje córkę.
W jedną z wolnych sobót poszłam wyrzucić śmieci. Na klatce schodowej wpadłam na sąsiadkę i chwilę rozmawiałyśmy, więc zapytała, czy nie mogłaby wpaść do mnie na herbatę. Powiedziałam, że mam w domu jakieś ciastka do tego gorącego napoju i zaprosiłam ją do siebie. Prawdę mówiąc nie jestem fanką chodzenia do kogoś w gości i zdecydowanie bardziej wolę przyjąć kogoś u siebie – w swoim domu czuję się dużo bardziej komfortowo. Haliny za to nie trzeba było namawiać i powiedziała, że pójdzie tylko po córkę, a potem natychmiast do mnie przyjdzie.
Wkrótce sąsiadka przekroczył próg mojego mieszkania wraz ze swoją 5-letnią córeczką, która była w stanie zjeść wszystkie ciastka, nie dopijając nawet swojej herbaty. Oczywiście, rozumiem, że może nie ma słodyczy w domu, może ich nie stać, ale takie zachowanie uważam za nienormalne. Wydaje mi się, że dzieci przychodzące do praktycznie obcej osoby w gości powinny zachowywać się bardziej kulturalnie i skromniej, tego przynajmniej uczyła nas matka. Młodszej siostrze do teraz mówi, że nie można rzucać się na smakołyki zwłaszcza, jeśli samemu się nic nie przyniosło.
Ale to było jeszcze nic, najgorsze zaczęło się po tamtej wizycie. Sąsiadka wraz ze swoją córką zaczęły mnie regularnie odwiedzać i sprawdzały, kiedy wracam do domu, a pięć minut później dzwoniły już do moich drzwi. Kiedy otwierałam, widziałam przed sobą uśmiechniętą sąsiadkę, która proponowała wypicie u mnie herbaty i pogawędkę. Moje dobre wychowanie nie pozwalało jej odmówić.
W końcu byłam już bardzo zmęczona wizytami sąsiadki z niespokojną córką do tego stopnia, że byłam gotowa oddać im całą herbatę i cukier tylko po to, aby to u siebie ją wypiły. Jednak nie można tak postępować z ludźmi.
Wczoraj jednak czara goryczy się przelała i córka Haliny, kiedy do mnie przyszły natychmiast mnie zapytała:
– Ciociu Paulino, a co dzisiaj dasz do herbaty? Daj nam jakieś ciastka, bardzo mam na nie ochotę!
Takiej bezczelności po prostu nie mogłam już znieść. Zabrałam sąsiadkę na bok i powiedziałam jej, że nie chcę pić wspólnie herbaty i do tego jeść ciastek, a na końcu zapytałam ją, czy nie może sama kupić czegoś słodkiego do jedzenia dla swojej córki. Oczywiście sąsiadka zabrała córkę i sobie poszła, ale wcześniej powiedział mi kilka „miłych” słów.
Teraz czuję się nieswojo, chociaż nie zrobiłam niczego złego.