Ta historia przydarzyła się pewnej warszawiance. Małgorzata Sieniawska ma 60 lat i mieszka sama w stolicy naszego kraju, ma dwóch synów – jeden tak jak i ona mieszka w Warszawie. Zalożył już dawno swoją rodzinę, dlatego mimo tego, iż mieszka w tym samym mieście co jego matka, nie odwiedza jej jakoś szczególnie często. Młodszy syn pracuje całe lato nad morzem, ponieważ ma tam dwa swoje ośrodki wypoczynkowe. Jak wiadomo, swojej działalności trzeba szczególnie pilnować.
Kobieta lubi jeździć do syna do Juraty, gdzie ma swoje ośrodki. Tam może praktycznie za darmo wypocząć i to w świetnych warunkach, bo ośrodki, które prowadzi jej pociecha są naprawdę zadbane. Poza tym ma swojego ukochanego synka w pobliżu, a to kolejny atut takiego wyjazdu.
Niestety, gdy wyjeżdża, to w mieszkaniu zostaje kot. Oddawanie go do kogoś na kilka dni nie zdaje egzaminu, ponieważ kot czuje się źle poza własnym lokum. Kobieta jednak znalazła wyjście z tej sytuacji i daje klucze do mieszkania swojej sąsiadce, aby tak zaopiekowała się futrzakiem w czasie jej nieobecności. Z sąsiadką się dogadują, znają się już od dawna, dlatego Małgorzata nie zastanawiała się długo nad tym, kogo poprosi o przysługę związaną z doglądaniem jej małego przyjaciela.
Kobieta była nad morzem przez jakiś miesiąc. To był cudowny czas. Dużo się kąpała, opalała i była szczęśliwa, że może spędzić trochę czasu z synem. Niestety, nagle syn z Warszawyzadzwonił i powiedzieli, że są chorzy, więc dobrze by było, gdyby dzieci teraz przebywały u babci i nie zaraziły się, bo nie wiadomo, czy to zwykłe przeziębienie, czy może jakis wirus, który może im bardzo zaszkodzić.
Margarita natychmiast pobiegła po bilet na pierwszy lepszy pociąg do Warszawy. Wakacje zakończyły się tydzień wcześniej niż to było zaplanowane, ale cóż zrobić – trzeba wypełniać swoje babcine obowiązki. Kobieta chciała jak najszybciej dostać się do mieszkania, zostawić tam rzeczy i natychmiast udać się po wnuki. Stało się jednak coś, czego się nie spodziewała.
Małgorzata przybyła do miasta w sobotę rano i kiedy szła swoją ulicą, zerknęła na okna swojego mieszkania. Wtedy zobaczyła coś, co ją zszokowało – zobaczyła dwóch młodych mężczyzn w wieku około 25 lat, którzy stali na jej balkonie. Kobieta była zdezorientowana tą całą sytuacją.
Kluczem zapasowym otworzyła drzwi, a pierwszą rzeczą, którą powiedziała, było: „kim jesteście?”. Mężczyźni szybko zaczęli zbierać swoje rzeczy i chcieli wyjść. Wtedy także pojawiła się sąsiadka, która najwyraźniej już dowiedziała się o nagłym przybyciu gospodyni.
Natychmiast zaczęła przepraszać i próbowała wyjaśnić sytuację. Mówiła, żę w mieszkaniu Małgorzaty tymczasowo mieszkali jej krewni. Kobieta była jednak tak wściekła, że żadne słowa w jej mniemaniu nie uzasadniały takiego zachowania – jednak pozwolić swoim krewnym żyć w cudzym mieszkaniu bez pytania prawowitej gospodyni o zgodę to zwykła bezczelność.
Kobieta natychmiast zaczęła sprawdzać, czy wszystkie cenne rzeczy są na miejscu, ale na szczęście nic nie zostało skradzione.
Za to niestety relacje z sąsiadką nigdy już nie będą takie same