W lipcu dostałam telefon od jednej z koleżanek, z którą chodziłam do jednej klasy. Po ukończeniu szkoły nigdy się z nią nie spotkałyśmy, więc gdy nagle zadzwoniła, byłam nieco zaskoczona.
Była koleżanka nie zamierzała owijać w bawełnę i bawić się w jakieś towarzyskie rozmowy tylko od razu powiedziała, w jakim celu dzwoni. Wyznała, że jej córka postanowiła pójść na studia na Uniwersytecie, który znajduje się w mieście, w którym obecnie żyję, a ponieważ mam tu mieszkanie, to muszę pozwolić jej córce zamieszkać u siebie na czas jej studiów – przecież kiedyś chodziłam do jednej szkoły z jej matką i dorastałam na tej samej wsi co ona! Jej dodatkowy argument był również bardzo interesujący:
„W końcu lepiej kiedy dziecko będzie mieszkało u koleżanki swojej mamy niż z zupełnie nieznajomymi ludźmi”.
Uważnie wysłuchałam wszystkich argumentów byłej koleżanki z klasy nie przerywając jej, a następnie wyraźnie powiedziałam że nie chcę, aby jej córka mieszkała u mnie tak długo. Jedynie może zatrzymać się u mnie na kilka dni, dopóki nie znajdzie dla siebie innego lokum i to wszystko, co mogę dla nich zrobić.
Kobieta słysząc to pełnym oburzenia głosem powiedziała, że jestem rozpieszczona i po prostu rzuciła słuchawką.
Wczoraj zaczął się rok akademicki i wraz z nim miałam “przyjemność” znów rozmawiać z byłą koleżanką, ponieważ ta znowu postanowiła zadzwonić:
– Nie rozumiem, jak to możliwe, że dziecko jest zupełnie samo w obcym mieście, chociaż mam w nim znajomą. Dziewczyna musiała iść dzisiaj na zajęcia głodna, bo nie miała czasu by przygotować sobie cokolwiek do jedzenia – przecież trzeba najpierw poznać nowe miasto i przygotować się do życia w nim. W końcu jest jeszcze młoda, chce się bawić, chodzić na imprezy. W dodatku ukradli jej też portfel, w którym były wszystkie pieniądze, jakie jej dałam na życie. Ty przecież i tak gotujesz dla swojej rodziny, więc chyba jak jej dasz jeden talerz zupy, to Ci nie ubędzie. No to co, przyjmiesz moją córkę?
Byłam zszokowana taką bezczelnością i dopiero po chwili jej odpowiedziałam:
– To znaczy sugerujesz mi, żebym karmiła i służyła Twojej córce, podczas gdy ona będzie imprezować a potem tylko spać? Czy według Ciebie nic nie robię mimo, że muszę chodzić do pracy i zajmować się własną rodziną? Nie miej złudzeń – na pewno nie pozwolę Twojej córce żyć u siebie. Jeśli tak się o nią martwisz to przyjedź tutaj, wynajmij mieszkanie i pomagaj jej we wszystkim. Prawdopodobnie wcale nikt jej nie ukradł portfela, tylko wszystko wydała w trakcie imprez – i na tym skończyłam naszą rozmowę.
Dlaczego, u licha, miałabym poświęcać się dla dziewczyny, której nawet nie widziałam na oczy? Dla mnie dobro mojej rodziny jest ważniejsze. A Wy co o tym myślicie? Czy postąpiłam słusznie?