Zawsze myślałam, że alimenty to słowo, które dotyczy tylko mężczyzn, ale pewien przykład z życia przekonał mnie, że jest inaczej.
Moja przyjaciółka Weronika i jej mąż Karol, byli małżeństwem przez piętnaście lat. Wszystko układało im się dobrze, oboje odnosili sukcesy, mieli dobrze płatną pracę, dwójkę zdrowych dzieci. Nigdy nie zauważyłam między nimi chłodu i byłam zazdrosna o ich relacje.
Pewnego dnia Weronika przyszła mnie odwiedzić, kompletnie zdruzgotana. Powiedziała mi, że dowiedziała się o niewierności męża i że jego romans trwał od lat. Miesiąc później, moja przyjaciółka wniosła pozew o rozwód. Karol powiedział że żałuje, prosił, żeby nie brać rozwodu i próbować wszystko naprawić, ale ona była stanowcza w swojej decyzji.
Wszystko było zgodnie z prawem, rozwód, podział majątku, tylko mężczyzna postanowił wykiwać żonę i nie szczędził kosztów na wynajęcie prawnika, któremu udało się przekonać sąd, że Weronika jest złą matką i dzieci zostają z ojcem. Oczywiście to nieprawda, moja przyjaciółka jest wspaniałą matką i żoną, która poświęciła rodzinie cały swój czas.
Nie wiem, co myślał Karol i co chciał komu udowodnić, ale sam sobie utrudniał życie. Jeśli przez te wszystkie lata chodził tylko do pracy i bardzo mało czasu poświęcał rodzinie, to teraz mieszka z dwójką dzieci, które są jeszcze małe. Codziennie rano trzeba je nakarmić, zawieźć do szkoły, potem odebrać, a popołudniu ugotować obiad, dopilnować odrabiania lekcji, wykąpać i położyć do łóżka i tak na co dzień, wątpię, czy podoła tym wszystkim obowiązkom.
Z drugiej strony, moja przyjaciółka chyba odżyła. Zaczęła zwracać na siebie uwagę, siłownia, kosmetyczka, masaże, kobieta w pełnym rozkwicie. Sąd przyznał jej dni, w których ona spędza czas z dziećmi, dwa razy w tygodniu oraz alimenty. Ma dobrą pracę, więc wystarcza jej dla siebie i dzieci, a Karol niech sobie radzi, jak jest taki mądry.