Kiedy syn pojawił się niezapowiedzianie w jej domu, Maria zdenerwowała się. Wcale nie chciała rozpieszczać swoich wnuków. Kiedy odwiedza się wnuki raz na kilka godzin, to zupełnie co innego, kiedy spędza się z nimi cały dzień. „Chyba będę musiał udawać, że boli mnie głowa. Czy wtedy się ode mnie odczepią?” – Przez jej umysł przemknęła błądząca myśl. Jej przyjaciółka, która siedziała obok niej, ubrała kurtkę, gdyż na dworze zrobiło się już zimno. Zauważywszy milczącą towarzyszkę, Anna odeszła i starała się nie narzucać swojej bliskiej przyjaciółce, bo to nie miało sensu.
Marysia odprowadziła swojego gościa, posprzątała altankę i poszła do domu.
Nie chciało jej się zmywać naczyń i zostawiła je w zlewie. Położyła się na kanapie i przykryła się kocem. Potrzebowała ciszy i spokoju. W końcu była już po sześćdziesiątce. Gdyby jej matka jeszcze żyła, traktowałaby ją z pogardą. Marysia często o niej myślała, miały skomplikowane relacje. Od najmłodszych lat, była wobec niej zbyt wymagająca. Zmuszała ją do prania swoich ubrań, sprzątania wokół kur, wycierania kurzu i zmywania naczyń. A kiedy wszystkie sprawy były już załatwione, matka dokuczała jej, że robi niedokładnie. Wypominała, że na rzeczach były plamy, na naczyniach okruchy, a kury były głodne i brudne i tak przez całe życie.
Marysię naprawdę rozbolała głowa od natłoku wspomnień. Nie mogła znaleźć w telewizji żadnego porządnego programu, cały czas pokazywali bzdury. Wymalowane półnagie kobiety wpełzły na scenę, by przyciągnąć przed ekran telewizora przynajmniej męską część widowni. Do czego zmierza ten świat? Brak jakiejkolwiek przyzwoitości.
Kobieta miała talent, potrafiła narysować wszystko, pejzaże, portrety, martwą naturę. Bardzo zwracała uwagę na szczegóły. Pewnego wiosennego poranka, kiedy była jeszcze nastolatką, wyszła na taras i wyjęła duży arkusz akwareli. Postanowiła namalować coś wartościowego, naturalne piękno uderzyło ją swoją świeżością. Wszystko wokół żyło i oddychało, a wschód słońca był wtedy najpiękniejszy w jej życiu. Kolory mieniły się, a jej serce zatonęło z zachwytu. Muza była tego dnia wyraźnie po jej stronie. Jej impuls został nagrodzony, ale jej matka zdołała zepsuć nawet tę piękną dla niej chwilę.
– Co Ty tu robisz? Nie masz nic do roboty? Zbliżają się egzaminy. Dlaczego, zamiast powtarzać pracę domową, postanowiłaś zabawić się swoim hobby? O czym myślisz? Kim będziesz, gdy skończysz studia? – Zapytała matka.
– Chcę być artystką! – Marysia powiedziała wyzywającym tonem.
– W wolnym czasie możesz być kimkolwiek zechcesz, nawet baletnicą, ale trzeba się trzymać twardych zasad życia. Czy nie widzisz, jak ciężkie jest życie w dzisiejszych czasach? Trzeba mieć głowę na karku i wiedzę, żeby nie umrzeć z głodu. Co to za wątpliwy zawód? Trudno to nawet tak nazwać. – Odpowiedziała matka.
Marysia była wtedy zła na swoją matkę. W jej oczach widać było słuszny gniew, tyle rzeczy chciała powiedzieć, nie mogła się już dłużej powstrzymywać. Łzy trysnęły z jej oczu, dziewczyna wstała, rozrzuciła farbę, która rozprysła się na obrazie i krzyknęła:
Czy jesteś moją matką? Jesteś okropna! Jesteś tak podła, że nawet mój ojciec Cię porzucił! To przez Ciebie muszę żyć w niedostatku! – Marysia wykrzyczała te słowa z prawdziwą nienawiścią. Chciała jeszcze bardziej użądlić matkę i powiedziała:
– Udław się swoimi radami!
Matka nie mogła uwierzyć w to, co się dzieje. Otworzyła usta i nie mogła wydobyć z siebie ani słowa. Jej córka ją skrzywdziła, a Marysia była coraz bardziej czerwona ze złości.
– Nawet jeśli nie mogę się utrzymać z malarstwa, to łatwiej mi zostać bezrobotną, niż pracować za marne grosze pracując fizycznie.
– Maryśka, musisz się uspokoić! Przekraczasz granicę! – mówi matka, która w końcu blednie.
– Dlaczego? – Córka nie zrezygnowała,
– Tata, który odszedł do bardziej odpowiedniej kobiety, też Ci się nie podobał? Po prostu nie mógł dłużej żyć z kimś takim. Nawet moja starsza siostra powiesiła się, bo…
I nagle Marysia dostała w twarz.
– Zamknij się – Krzyknęła matka.
Teraz dziewczyna była w szoku. Dosłownie otrzeźwiała po tym policzku i jęknęła, a matka odwróciła się i odeszła.
Przez cały dzień czuła się źle. Nie miała chęci do malowania, ani energii do nauki. Była jakby zanurzona w wodzie, drżała na szelest i stukanie, myśląc, że zaraz przyjdzie do niej matka i wszystko będzie dobrze.
Gdy zapadła noc, Marysia zakradła się do kuchni. Nie chciała widzieć matki, żeby nie zobaczyć jej osądzającego spojrzenia, ale tam nie było nic do jedzenia. W lodówce też nic nie było, więc poszła spać do łóżka głodna.
Następnego dnia, po przebudzeniu, dziewczyna postanowiła pójść do matki i przeprosić. Zdołała nawet upiec naleśniki, pięknie je pomalowała dżemem, kwaśną śmietaną, jak na zdjęciu w gazecie. Po zrobieniu herbaty i wrzuceniu do niej cynamonu, poszła do pokoju matki. Jedzenie trzymała w jednej ręce, a drugą pukała do drzwi. Ale nie było żadnej odpowiedzi.
– Mamo, pomożesz mi otworzyć drzwi, mam zajęte ręce – powiedziała Marysia, ale jedyne, co usłyszała, to cisza. Nie wytrzymała i całym ciałem oparła się o drzwi. Od tego co zobaczyła, wszystko wypadło jej z rąk i roztrzaskało się na kawałki. Przed dziewczynką na ziemi, leżała zimna już matka. Nie mogła w to uwierzyć:
– Mamusiu… – wyszeptała dziewczynka,
– Mamusiu, wybacz mi, wróć – zawołała.
I wtedy zaczęła krzyczeć. Rozpłakała się i zaczęła uderzać pięściami w podłogę, krzyczała tak długo, ile miała sił.
Maria zadrżała na to wspomnienie, jakby wyskoczyła z ognia. Każdy z nas ma wiele dobrych i złych uczynków. Jedne skromne, ciche, a inne straszne, niebezpieczne i czasami nie możemy się nimi podzielić, nawet z najbliższymi przyjaciółmi. Noszenie w sobie takich negatywnych myśli jest bardzo trudne i ciężkie.
Kobieta stała się niespokojna, wzrosło jej ciśnienie krwi i poszła do kuchni, aby zażyć tabletkę. Kolejna noc bez snu i pełna żalu…