Wanda krzątała się po kuchni, kiedy ktoś zapukał do drzwi. To mysi być ktoś obcy– pomyślała.
-Otwarte! Proszę wejść!- krzyknęła.
Drzwi się otworzyły, a w progu stanęła młoda kobieta.
-Dzień dobry. Czy tutaj mieszkają Państwo Nowak?
-Powiem Ci, jeśli powiesz czego tutaj szukasz.- odpowiedziała Wanda.
– Znamy się z Robertem Nowakiem. Zaprosił mnie do siebie. Chciał mi pokazać wieś, gospodarstwo…
-Robert zaprosił Cię w odwiedziny? Jak się nazywasz?
-Irena Zajchowska. Proszę mówić mi Irka.
-Cóż Ci mogę powiedzieć, Irka… Masz szczęście, wita się żona Roberta we własnej osobie!
–Żona?- wymamrotała Irena- To chyba pomyłka. Przepraszam, pójdę sobie.
– Tutaj, tutaj. Przyszłaś pod dobry adres. Po prostu mój mąż zapomniał Ci powiedzieć o żonie i dzieciach…A cóż on ci w ogóle naopowiadał?
-Mówił, że miał żonę, ale zdradzała go i się rozwiódł. A na wsi ciężko żyć w pojedynkę. Więc zaprosił mnie do siebie. Przepraszam, nie wiedziałam…
-Nie musisz przepraszać. Znam Roberta. Język się mu plącze, szczególnie gdy pije.
-Tak, kiedy się poznaliśmy również był pijany. Gdy poczułam zapach, chciałam odejść, ale nie pozwolił mi. A potem opowiadał o domu, chwalił wieś i gospodarstwo. Która kobieta oparłaby się takiemu mężczyźnie, nawet pijanemu? Więc posłuchałam go..
Irena zamyśliła się na chwilę, po czym kontynuowała swoją historię.
– Mój mąż i ja przez całe życie marzyliśmy o własnym domu na wsi, o naszym kawałku ziemi, o podwórku. Nawet pieniądze już odłożyliśmy i szukaliśmy odpowiedniego miejsca. Potem mój mąż zmarł nagle i zostałam sama ze swoimi marzeniami. A potem spotkałam Roberta. I uwierzyłam mu. Chciałam mu wierzyć, bo tak dobrze opowiadał…
-Kiedy zamierzasz wyjechać?- zapytała Wanda.
-Teraz, zaraz.- odpowiedziała Irena, a po jej policzkach polały się łzy.
-Następny autobus do miasta odjeżdża za 3 godziny. Zaczekaj tutaj. Napijesz się herbaty, porozmawiamy, a później pojedziesz z Bogiem.
Kobieta zgodziła się, ponieważ naprawdę nie chciała zamarznąć na ulicy. Wanda zaparzyła herbatę, położyła pierniki na stole. Obie usiadły przy stole i rozpoczął się długotrwały dialog między kobietami. Ich rozmowę przerwał Robert, który po przekroczeniu progu domu natychmiast zapytał:
-Gdzie jest obiad?
-Tutaj, obiad, tutaj-uśmiechnęła się złośliwie Wanda. – Wejdź, usiądź. Dlaczego nie przywitasz się z naszym gościem? Sam ją zaprosiłeś…
-Co ty mówisz? – zdenerwował się Robert. – Nikomu nic nie obiecałem. To tylko przypadkowa znajoma, towarzyszka podróży.
-Dlaczego okłamałeś ją, mówiąc że jesteś rozwiedziony? Że nie masz dzieci? Dziękuję, że nie pochowałeś mnie żywcem, ale po prostu powiedziałeś, że zdradzałam Cię na prawo i lewo…
-Przestań! Nie chcę już obiadu. Idę odpocząć.- mężczyzna odszedł trzaskając drzwiami.
-Proszę mi wybaczyć, nie wiedziałam.- zakłopotała się Irena.- Współczuję Pani z nim żyć. Mój mąż był wspaniałym człowiekiem…
-Naleję Ci barszczu. Tyle co ugotowałam. Robert i tak nie zje. A nie wiadomo czyn syn przyjdzie na obiad czy nie. Spróbuj chociaż. Twój mąż był dobrym człowiekiem, prawda?- starała się podtrzymać rozmowę Wanda.
-Tak, był dobry i kochający. Wydaje mi się, że córki kochały jego bardziej niż mnie.
-Córki już wyszły za mąż?
-Oj tak, już dawno. Mam czworo wnuków. Córki mieszkają osobno i rzadko mnie odwiedzają. Jestem samotna, chciałam poznać jeszcze kogoś, abym nie była wiecznie sama. Aż pojawił się Robert i zaczął opowiadać o swoim gospodarstwie. Czego jeszcze potrzebuje kobieta na starość? Niech nie myśli Pani nic złego. Widziałam go tylko raz, w autobusie.
Nastała niezręczna cisza.
-Może doleję barszczu?- zapytała gospodyni.
-Nie, dziękuję. Pójdę już. Przepraszam za niespodziewaną wizytę.
Na dworze Irena spotkała syna mężczyzny, który zapytał:
-A ta Pani z walizkami to kto? Rodzina jakaś?
–Rodzina… – odpowiedziała Wanda, nie chcąc wyjawić całej smutnej prawdy.