Wszyscy będziemy dziećmi… dopóki nasze matki żyją.

Kiedy mama zmarła, dom stał się całkiem inny.. Dowiedziałem się o tym w drodze do pracy. Żona przekazała mi wiadomość przez telefon komórkowy. Natychmiast zamilkłem, pojechałem prosto do szpitala, do którego karetka pogotowia zabrała moją mamę. Każdy składał kondolencje, niektórzy płakali, mówili, jak im przykro z powodu takiej straty. Chodziłem, podejmowałem jakieś decyzje, odpowiadałem na pytania, wszystko nadal miałem z tyłu głowy. To wciąż była bardzo świeża wiadomość

Dzień pogrzebu. Przybył ksiądz. Wkrótce na pojawił się nowy grób. Jest tam tabliczka, pozłacana, z nazwiskiem mojej matki i latami jej życia. Słyszałem te słowa. Rozdzierały mnie. Ludzie byli przytłoczeni. Wspomnienia upływały w zupełnej ciszy. Co jadłem, nie pamiętam, wszystkie potrawy zmieniały dla mnie smak i kolor. Słyszałem słowa matki i czułem smak mleka. Wszystko się skończyło.

Dzień również zbliżał się ku końcowi. Goście rozeszli się w swoje strony. Dzieci idą niesłyszalnym krokiem i szeptem. Tylko najmłodsza pokazuje swojego psotnego ducha. Ona nie zna jeszcze smutku życia. Życie jest w niej, jest takie samo. Żona robi porządki w kuchni. Słyszę brzęk garnków i łyżek. Włóczę się po domu, przechodząc z pokoju do pokoju. Coś mnie dręczy, jakby coś, czego nie zrobiłem najważniejszego. Mój wzrok padł na łóżko matki. Wyglądało szczególnie pięknie. To wszystko.

Dzień minął. Pierwszy dzień bez mojej matki. Kiedy idę do domu, wszyscy, których znam, wspierają mnie, to miłe. Tak po prostu jest. To jest zwyczajne. Tylko jeden człowiek powiedział do mnie słowa, które mnie zbytnio nie ucieszyły. „Wyrazy współczucia i braku szacunku za świętokradztwo, a także gratulacje – jesteś wreszcie dorosły!”. Odrzuciłem te słowa na bok, podziękowałem mu niemrawo i poszedłem dalej. A wieczorem, po kolacji, przyszły mi na myśl jego słowa.

Kiedy się temu przyjrzałem, byłem zdumiony. On mówił prawdę. Do tej pory zawsze byłem dzieckiem. Dziecko dla mojej matki. Moje dzieciństwo skończyło się wraz z jej śmiercią, tak mi się wydaje. Do tego dnia byłem jeszcze czyimś dzieckiem, ale teraz będę kimkolwiek, mężem, ojcem, w przyszłości dziadkiem, ale nikt już nie mówi do mnie czułym słowem „Synu”.

Nie zwracałem na to uwagi, w swojej dumie myślałem, że jestem dojrzałym mężczyzną, mądrym życiowo. Żyłem nie wiedząc, że wszędzie za mną podążają wyblakłe, ale kochane oczy mojej matki, dla której byłem jeszcze małym, niedoświadczonym chłopcem. Była jedyną osobą, która się o mnie troszczyła. Moja mama cieszyła się z moich sukcesów i smuciła z powodu moich porażek. Była wyjątkowa w moim życiu, nie denerwowała mnie w żaden sposób, czasem tylko wypytywała o moje sprawy

. Ale w ciągu dnia nieuważnie odpowiadałem na jej pytania, a co najgorsze, czasem z irytacją, mówiąc: „Nie wtrącaj się do tego”, na co ona łagodnie mówiła: „Dobrze, synu. Wszystko będzie dobrze, wszystko będzie dobrze. Tylko nie daj się skrzywdzić!” I głaskała mnie po głowie delikatnie, czule. Jej miękki głos sprawił, że moja irytacja odeszła w niepamięć. Mama miała wspaniały dar: umiejętność słuchania. Po serdecznej rozmowie kamień spadł z mojej duszy i wszystko stało się proste.

Teraz, przypominając sobie jej piękną dłoń, przeglądając jej rzeczy, uświadamiam sobie z przypływem emocji, że mojej matki już nie ma, odeszła w przeszłość. Odeszła moja matka, która miała prawo nazywać mnie synem, która zachowała wszystko, co łączyło mnie z nowym i pięknym czasem, gdzie moja matka, młoda i piękna, a ja, jak niezdarny mały brzdąc, z moimi niezdarnymi nogami, kopiącymi piłkę w górę i w dół, śpieszyłem na boisko, a jasny dzień wypełniał się moim głośnym, radosnym śmiechem.

Do dziś słyszę jej wołanie z domu: „Synu! Czas wracać do domu!” Ile to już czasu minęło… Tęsknota nie odpuszcza. Wszyscy w domu myślą o niej. Czterdzieści dni, odkąd jej nie ma. Czterdzieści dni odkąd żyję w dorosłym życiu. Będziemy o tobie pamiętać, mamo. Pamiętajmy zgodnie z obyczajem. Czas milczy… Każdego dnia dzień żałoby coraz bardziej się oddala. Mówi się, że czas leczy wszystkie rany. Być może… Tylko bólu mojego życia nie da się uleczyć. -To trwa wiecznie! Boli mnie, modlę się za Ciebie i modlę się za Ciebie:

– Proszę, przebacz mi, Matko, wszystkie moje grzechy, moje niegodziwe i mimowolne, za moje niezamierzone słowa. Uwierz mi, nie mówiłem ich z przekory, ale z głupoty, kiedy z dowcipem dziecka mówiłem je tobie. Chciałeś dobrze, ale nie zrozumiałem tego. Jestem bardzo rozgoryczony tym błędem. Tak jak to było kiedyś. W końcu jesteś matką! I do widzenia!

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *